30 December 2010

Chapter 10. The Kidnapping

Kabuto był zdezorientowany, w związku z czym nie zdążył wykonać żadnego ruchu dłonią, bowiem Shizue biegła prosto na niego, niemal z prędkością światła. Nawet uciec przed ostrzem jej katany było ciężko. Chłopak próbował tego uniknąć, ale niestety nie do końca mu to wyszło. Błękitnooka przejechała klingą po ręce okularnika. Broń wbiła się dosyć głęboko w ciało i mało brakowało, ażeby złotowłosa ucięła mu jedną z górnych kończyn. Siwowłosy jęknął z bólu, przewracając się na ziemię i upadając na trawę, zaś ona przez tą niewyobrażalną szybkość o mało co nie wpadła centralnie w drzewo, bo zatrzymała się parę milimetrów przed nim, wbijając końcówkę katany w konar. Odetchnęła z ulgą i wyciągnęła broń z rośliny. Przekręciła się na pięcie, kierując się w stronę Yakushiego. Stanęła nad nim, patrząc na niego z pogardą w oczach.
- Tylko na tyle cię stać? Czyżbyś był tak słaby, że jednym ciosem da się ciebie powalić? Heh to było za proste. I ty chciałeś mnie porwać.. Jesteś śmieszny. Nie zasługujesz na to, żeby żyć. Teraz skoro nie możesz poruszyć ręką mogę w bardzo łatwy sposób się ciebie pozbyć. - zaczęła sobie z niego szydzić, celując końcówkę ostrza ku jego sercu.
- Z tego co widzę jesteś bardzo szybka.. Niemalże taka, jak Sasuke.. Ale to jeszcze nie koniec walki moja droga.. To dopiero początek. Tak czy siak nie spodziewałem się po tobie tego, że z taką prędkością zmieciesz mnie na ziemię, a ja nie zdążę nawet jednego ruchu wykonać. Nie doceniłem cię, ale nic straconego.. - syknął w jej stronę, będąc w lekkim szoku. A skoro jedną rękę miał praktycznie bezwładną, nie mógł użyć żadnej techniki, gdyż nie był taki jak ci z klanu Shiro, którzy potrafią wykonać dane jutsu jedną dłonią. Młoda Asahi już miała zadać mu ostateczny cios, gdy nagle zza krzaków wyleciały w jej stronę kunaie z notkami wybuchowymi. Jedyne co okularnik mógł zrobić, to dać znak tym, z którymi tu przybył i właśnie dlatego owe bronie się pojawiły. Dziewczyna od razu odskoczyła do tyłu osłaniając się ostrzem swej katany, aby kunaie w nią przypadkiem nie trafiły. Upadły one parę metrów przed nią i widząc je tak blisko postanowiła się jeszcze bardziej oddalić ku tyłowi. Niemal w ułamku sekundy notki wybuchły, przez co powstała chmura dymu. Yakushi to rzecz jasna wykorzystał i ukrył się tam, gdzie teraz siedział Sasuke. Pomimo iż złotowłosa cofnęła się nieco dalej, to i tak wybuch ją odepchnął, aż straciła grunt pod stopami i plecami rąbnęła o drzewo, lecz nie na tyle mocno, aby zrobiło jej to krzywdę. Z jej dłoni wyleciała katana, która upadła gdzieś w trawę. Dziewczyna wstała z ziemi, rozglądając się dookoła. Szukała wzrokiem swojej broni, a także wrogów, którzy w każdej chwili mogą ją zaatakować. Już chciała pobiec w stronę, gdzie leży jej najulubieńsza broń i ją podnieść, lecz ktoś jej w tym przeszkodził. Nagle zza krzaków, z których wyleciały kunaie wyskoczyła dwójka mężczyzn o silnej budowie ciała. Shizue nie spuściła z nich swoich błękitnych tęczówek i od razu ustawiła się w pozycji obronnej.
- A wy coście za jedni? - spytała, gdyż pierwszy raz w życiu widziała ich na oczy.
- Jesteśmy podwładnymi Orochimaru i mamy za zadanie pomóc Kabuto cię porwać. Jeżeli nie chcesz abyśmy zrobili ci krzywdę, dobrowolnie pójdź z nami. W wypadku twojego sprzeciwu, będziemy zmuszeni z tobą walczyć. Masz dziesięć sekund na podjęcie decyzji, bo potem już nie będzie odwrotu..
- Czyżby Kabuto stchórzył, że każe wam walczyć ze mną za niego? Toż to iście żałosne jest. Słabeusz z ciebie słyszysz frajerze?! - krzyknęła kpiąco, jednakże nie usłyszała odpowiedzi z ust okularnika.  -Co do was nie zamierzam nigdzie iść. Poza tym to jest niesprawiedliwe.. Dwóch na jedną.. Tak nie można… W każdym bądź razie nie zamierzam z wami przegrać. To będzie w sumie bułka z masłem. Po chwili namysłu stwierdziłam, że nawet jeżeli będzie was więcej i tak mnie nie pokonacie, więc może od razu się poddacie? - dodała zwracając się do dwóch mięśniaków stojących przed nią. Rozbawiły ich jej słowa, przez co wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Żartujesz sobie z nas? To, że jakimś cudem udało ci się powalić Kabuto z nóg nie oznacza, że on czy my jesteśmy słabi. To był chwilowy fart. A skoro nie chcesz po dobroci, nie pozostaje nam nic innego jak zabrać cię stąd siłą. Szykuj się na przegraną dziewczynko! - ryknął jeden z nich z pogardą do młodej kunoichi i już zaczęli biec ku niej aby ją zaatakować. Gdy zauważyli, że błękitnooka wyciąga do przodu dłoń, a jej oczy zaczęły się świecić, domyślili się, że zaraz wykona jakieś jutsu, w związku z czym zatrzymali się parę kroków od niej. Shizue nic już się nie odzywała, tylko zaczęła tworzyć w dłoni elektryczną kulę. Mężczyźni myśleli, że będzie to Chidori, lecz mylili się. Oboje byli już blisko niej, jednakże zanim domyślili się, co ona chce zrobić z tą kulką, to ta wykrzyknęła:
 - Genbaku Aoi No Justu! - i elektryzująca się kula poczęła lecieć w ich stronę. Nakurwiała z taką prędkością, że nie sposób było jej uniknąć. Trafiła ona jednego z nich prosto w serce i w tym momencie leciał do tyłu. Jego kompan, który stał za nim padł na ziemię i ledwo co udało mu się uniknąć zderzenia z nim. Zaś gdy ten pierwszy zleciał na dół, technika wybuchła, co spowodowało że facet odleciał jeszcze dalej niż wcześniej.
- Przynajmniej jeden z głowy. Najlepiej będzie jak od razu się poddasz. Nie masz ze mną najmniejszych szans.
- Przestań się tak przechwalać, bo to jeszcze nie koniec.
- No i co ty mi niby możesz zrobić, hm? - nic nie odpowiedział na jej pytanie, tylko wstał, otrzepał się i nagle ze zwykłego człowieka zaczął zmieniać się w potwora przypominającego tygrysa szablozębnego. Oczywiście była to sprawka Przeklętej Pieczęci, którą właśnie aktywował. Wiedział, że dzięki niej będzie miał większe szanse na wygraną, lecz nie był do końca przekonany jak to wyjdzie. Nagle zaczął pędzić bardzo szybko na swoją przeciwniczkę z zamiarem poturbowania jej. Nie wiedział jednak, że Asahi w strasznie szybkim tempie stworzyła w lewej ręce drugą kulkę, która tym razem była Chidorim. Gdy tylko zbliżył się ona próbowała walnąć go techniką, ale za pierwszym razem chybiła i dostała od mężczyzny w nogę, mimo iż próbowała uniknąć wszystkich jego ataków. Przez działanie CS’a był dużo szybszy niż wcześniej, dlatego mogła w niego nie trafić. Skutkiem tego był upadek na tylną część ciała. Kiedy leżała, nad nią stanął pół człowiek pół bestia. Chwycił ją za szyję, patrząc pełnymi nienawiści oczyma prosto w jej twarz.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.. Teraz już na pewno jesteś skończona. Czas zniekształcić ci trochę twoją buźkę.. - syknął szyderczo do niej i już miał spowodować, żeby straciła przytomność, gdy dziewczyna przyłożyła mu w twarz z całej siły naelektryzowaną dłonią, a potem jeszcze go kopnęła, aby móc się uwolnić z jego masywnych ramion. Typ był na tyle głupi, że nie przytrzymał jej rąk, które potrafiły bardzo szybko wytworzyć wyładowania elektryczne niezależnie od sytuacji w jakiej Shizue się w danej chwili znajdywała. Może nie było to już Chidori, ale i tak pomogło. Udało jej się zwalić go z siebie, a z jego ust wyciekła krew po takim uderzeniu. Aczkolwiek nadal stał na nogach tuż przed nią. Dziewczyna odskoczyła od niego na kilka metrów. Tym razem złączyła dwie ręce i stworzyła większą elektryczną kulę. Jej oczęta nadal się świeciły, a na jej ustach gościł szyderczy uśmieszek. - Aoi Uzu.. - mruknęła, po czym znów zwróciła się do tego frajera.
- Nie zbliżaj się, albo cię wykończę tym oto jutsu! Mogę zrobić znacznie większą kulę, więc jeśli ci życie miłe odejdź stąd i nie wracaj! Daję ci szansę, bo potem już nie będzie odwrotu..
- Ty głupia suko, zapłacisz mi za to! O nie teraz to mnie bardziej rozwścieczyłaś. Nie wycofam się. Mam zamiar ci w końcu tak dokopać, że nie dasz rady wstać! - był tak durnowaty i uparty, że znów się na nią rzucił. Jego paznokcie zmieniły się w ostre jak brzytwy pazury, którymi chciał ją podrapać i poranić. Złotowłosa domyśliła się już wcześniej, iż on jej nie odpuści, zatem co kilka sekund kula nabierała coraz większych rozmiarów. Gdy potwór niemalże jej dotykał, owe jutsu było tak duże i teraz przypominało bardziej elektryczną tarczę a nie kulkę. Mężczyzna zamiast uderzyć w dziewczynę, trafił w to tarczo-podobne coś, które go wchłonęło. Znalazł się wewnątrz niej, a Shizue odrzuciła to od siebie wraz z facetem w środku, przy okazji odsuwając się jak najdalej w tył. Wnętrze owej tarczy było pod wysokim napięciem i oprócz tego strzelało piorunami w ofiarę, co powodowało iż wróg począł się smażyć i do tego co kilka sekund było widać jego szkielet, gdy jakaś błyskawica w niego trafiła. Było to tak silne, że śmierć przeciwnika była nieunikniona. Błękitnooka musiała puścić tarczę, bo gdyby tego nie zrobiła sama by ucierpiała, ba mogła nawet zginąć. Gdy jeszcze to tworzyła i powiększała nic się jej nie działo, lecz gdy ta technika kogoś pochłonie, wtedy staje się ona tak niebezpieczna, że ten kto jej dotknie zostaje poszkodowany. Dziewczyna powoli zaczynała tracić siły, a wraz z nimi chakrę. Zostało jej jeszcze tylko na jedno jutsu.. Rozejrzała się ponownie wokół własnej osi, aby zobaczyć czy znów ktoś jej nagle nie zaatakuje zza drzew czy też nie wyskoczy z krzaków. Gdy technika zniknęła, pozostawiła po sobie spalone dokumentnie ciało podwładnego Orochimaru, które już nawet człowieka nie przypominało. Asahi podeszła do niego i kopnęła w środek zwłok, które rozpadły się w proch. Jej oczy wróciły do normalności i ani jej dłonie ani tęczówki już się nie świeciły.
- Ten to już na pewno nie żyje. Ciekawe, czy tamtego też zabiłam.. Dobra Kabuto! Wyłaź ty cholerny tchórzu i stań do walki! - znów głucha cisza. Okularnik ciągle milczał, gdyż nie zamierzał się póki co odzywać. Nie chciał zdradzać swojej pozycji, póki nie był zdolny do walki. Musi wpierw wyleczyć sobie tą głęboką ranę w ramieniu, co nie było łatwym zadaniem, nawet dla kogoś tak dobrego w leczniczych sprawach jak on. Młoda kunoichi wyczuwała ciągle chakrę, w związku z czym wiedziała, że nie jest tu sama, ani tym bardziej bezpieczna. Miała dosyć tego milczenia, więc skierowała się w miejsce, z którego emanowała chakra. Coś przebiegło tuż obok niej z dużą prędkością i zanim się odwróciła i wyczaiła, co to, wywróciła się tym razem na kolana. Ktoś podstawił jej najwyraźniej nogę, a że był szybki,  pomimo iż wyczuła tego kogoś, nie zdążyła zareagować. Do tego dochodził fakt, iż panowała błoga ciemność, bo przecież było bardzo późno, tak ok. 3 w nocy.
- Jak śmia… - nie dokończyła, bo dostała jeszcze od ów osobnika w twarz. Ponownie była w podobnej sytuacji co kilka minut temu, gdy walczyła z tym dziwadłem z długimi dwoma kłami, wystającymi z paszczy. Zobaczyła tym razem nieźle pokrwawioną twarz i korpus. Z jego łokci, nóg i pleców wystawały wielkie i ostre kolce.
- Znów ktoś z Przeklętą Pieczęcią czy jak? Cholera, muszę coś wymyślić.. Mało chakry mi zostało, a on powoli zaczyna mnie miażdżyć tym swoim potężnym cielskiem.. Fuck.. - pomyślała gorączkowo próbując wydostać się spod tego typa, jednocześnie wpaść na to kim lub czym to coś jest.
- Myślałaś, że mnie zabiłaś, mam rację? To się grubo pomyliłaś.. Jedyne co zrobiłaś, to mocno mnie zraniłaś. Przez ciebie jestem cały we krwi! Mam ochotę cię rozwalić i zabić, ale nie mogę, bo mamy dostarczyć cię do Orochimaru żywą.. Ale nikt nie zabroni mi ciebie poturbować.. Znów dam ci dwie opcje do wyboru. Albo powiesz mi, że się poddajesz i idziesz z nami z własnej woli, albo ja cię tak mocno pobiję, że ty stracisz przytomność i wtedy ty nic nie widząc ani czując zostaniesz stąd zabrana bez twojego pozwolenia. Zatem co wybierasz?
- To ty?! Myślałam, że moje jutsu zmiotło cię z powierzchni ziemi!
- Jak widzisz przeżyłem, dzięki pieczęci, która mnie uratowała od śmierci. Wiem również to, że udało ci się zabić mojego kolegę. A w sytuacji w jakiej jesteś nic więcej już nie wskórasz. Nie dasz rady. Dlatego też przestań ględzić i podejmuj szybciej tę cholerną decyzję. - powoli tracił cierpliwość, był już mocno wkurwiony krótko mówiąc. Shizue jednak milczała, a że ten osobnik był nadpobudliwy, to natychmiast przygotowywał się do rąbnięcia w nią swoimi kolcami. Gdy praktycznie dotykał jej ciała końcówkami ostrych szpikulców, nagle z jakiegoś drzewa zleciał kij z ogromną prędkością i od tego był on naelektryzowany. Mężczyzna poczuł jak coś przebija go na wskroś przez plecy, dziurawiąc je i przebijając jeszcze brzuch tak, że koniec tejże broni wystawał mu z niego. Dziewczyna zniknęła spod niego w kłębie dymu, co spowodowało iż mocno się tym faktem zdziwił. Poczuł na dokładkę ostry ból, a także coś ciepłego, co poczęło spływać po jego ciele z powstałych ran. Uniósł głowę do góry i zobaczył tam młodą Asahi, która kucała na jakiejś gałęzi i nie miała na ciele ani jednego draśnięcia. Wybałuszył gały, będąc w wyraźnym szoku, bowiem nie miał pojęcia, skąd ona się tam wzięła, przecież nie widział, żeby tworzyła klona. Czuł jak robi się coraz słabszy, a ruch powoli miał ograniczony. Upadł na kolana, podtrzymując ciało rękoma, które dotykały w chwili obecnej ziemi.
- I kto tu jest w kiepskiej sytuacji, hm? Rzekłabym, że raczej jest po tobie, a nie po mnie. Zabiję cię z premedytacją. - syknęła ironicznym głosem. To była prawdziwa błękitnooka, a ta co znajdywała się przed chwilą poniżej, była jej klonem. Udało jej się go stworzyć w niewyobrażalnym tempie w taki sposób, że nikt by się nie domyślił, iż to uczyniła. Była po prostu za szybka ku zdziwieniu innych. W tym momencie szykowała się do końcowego ataku. I tym razem to będzie jej ostatnia technika, jakiej będzie mogła użyć ze swojej chakry. Gdyby miała jeszcze walczyć, musiałaby wspomóc się chakrą demona, jednakże to była ostateczność. Niezbyt lubiła używać Raijuu, gdyż w każdej chwili mogłaby stracić nad nim kontrolę. Oczywiście coraz lepiej nad nim panuje, aczkolwiek jeszcze nie do końca, aby móc zbyt często korzystać z jego mocy. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, skoczyła ku górze, wykonując jednocześnie różne pieczęci swoimi dłońmi. Spadała przednią częścią ciała w dół.
- Rairyuu no Tatsumaki! - wrzasnęła i wtem począł powstawać elektryczny smok z ogromną paszczą. Jego ciało było mocno naelektryzowane. Owo zwierzę miało monstrualne rozmiary. Shizue spadając, przekręciła się stopami ku gruntowi, delikatnie i bezszelestnie go dotknęła nimi, stając na lądzie o własnych siłach. Udało jej się to, dlatego że jak wiadomo jej szybkość była niesamowita, w związku z czym przekręcenie się na inną pozycję w trakcie lotu nie sprawiało jej żadnego problemu. Stała trochę dalej od lecącego już smoka w stronę wrogiego ninja. Asahi kontrolowała go i nacierała nim na zdezorientowanego mężczyznę. Potwór z niewyobrażalną prędkością uderzył w niego, gryząc go i rozszarpując ciało, a zarazem kopiąc go prądem. Nie dość, że nie mógł się poruszać, ponieważ był uziemiony przez kij, którym przebiła go wcześniej dziewczyna, to jeszcze napierała na niego potężna bestia. Nie minęło nawet pięć minut, a smoczysko rozwaliło go na drobne kawałeczki, pozostawiając po nim zaledwie odłamki jego kończyn i wielgachną plamę krwi. Rzecz jasna, gdy był atakowany, darł się w niebogłosy, jak jakiś szaleniec. Ale nic dziwnego, skoro ból był okropny, a on nic nie mógł w tamtej sytuacji zrobić, ani nawet się obronić przed tą techniką. To koniec. Shizue pokonała dwóch mężczyzn z Przeklętymi Pieczęciami. Zajęło jej to może jakiś czas, ale o dziwo niespecjalnie się zmęczyła. Może cicho posapywała, ale była z siebie dumna. Udało jej się wywalczyć swoje życie. Jednakże nie spodziewała się, iż to był dopiero początek tej jakże drastycznej walki. Czuła, iż prawie nie miała w swoim ciele chakry, którą zużyła na tyle potężnych technik, jakie przed chwilą była zmuszona użyć.
- I co teraz? Jeżeli Kabuto uleczył swoje ramię i zacznie ze mną walczyć, to już po mnie.. Nie mogę dać się im porwać.. Nie mogę.. Jedynym wyjściem będzie użycie mojego Bijuu.. Echh.. - pomyślała, wzdychając ciężko. Chciała już wrócić do domu, miała już dosyć tej potyczki. Lecz niestety nie było jej to dane w owej chwili.
- Jesteś strasznym tchórzem Yakushi! Jeżeli nie wyjdziesz z ukrycia, to ja stąd odchodzę. Nie zamierzam tracić na ciebie mojego cennego czasu. - warknęła gdzieś w przestrzeń, kierując słowa do okularnika. I znów odpowiedziała jej głucha cisza. Strasznie ją to irytowało, ale cóż mogła poradzić. Przyszło jej nagle na myśl, że może po prostu już go tu nie ma, że stchórzył i uciekł w popłochu przed nią. Takie rozwiązanie było dla niej nadzwyczaj śmieszne. Jednak odrzuciła te myśli, wyczuwając w oddali potężne pokłady chakry. A skoro nikt nie wychodził, aby ją zaatakować, olała ich po prostu. Wzruszyła ramionami i nie mając zamiaru dłużej tu zabawiać obróciła się na pięcie w przeciwną stronę, w tą z której tu przybyła i ruszyła przed siebie zamierzając pozostawić to miejsce jak najdalej za sobą. Zanim zniknęła w spowitym mrokiem lesie, podniosła swój kij, który był cały we krwi jej przeciwnika i włożyła w pas, który był przewieszony przez jej ramię. Otarła go z czerwonych plam chustką, wyciągnąwszy ją uprzednio z małej torebeczki. Miała ją przypiętą do niewidocznego dla oka pasa, owiniętego dookoła bioder. Udało jej się na szczęście pozbyć śladów czerwonej cieczy i kij był znów jak nowy. W tym samym czasie po drugiej stronie lasu Kabuto siedząc obok Sasuke w krzakach, coś mu szeptał.
- Nie jestem w stanie jeszcze walczyć. Zajmij się nią. Jestem pewien, że dasz sobie radę. Ona na pewno straciła już mnóstwo chakry, przez co na pewno nie ma już szans. Jest bezbronna. A my musimy ją porwać. - nie chciał nadal zdradzać ich pozycji, ani nawet do dziewczyny się nie odzywał, gdy ta do niego coś krzyczała. Doskonale wiedział, że gdyby to zrobił byłoby po nim. Wolał po prostu zrobić wszystko znienacka. Atak ze strony Uchihy również miał być raptowny. Widział również po niej, iż ma już dosyć wszystkiego i nawet nie próbowała wyczuwać ich chakry, mimo że to potrafiła.
- Taa wiem. Dla mnie to będzie bułka z masłem. - jak zwykle był zbyt pewny siebie. Yakushi wysłał mu znak aby już zaczynał, kiedy zauważył, iż dziewczyna się oddalała. Posiadacz Sharingana zareagował natychmiast i najpierw rzucił wprost na Shizue zwykły kunai. Usłyszała świst czegoś lecącego w jej kierunku i niemalże od razu zrobiła unik. A że panowała taka błoga cisza, nietrudno jest usłyszeć nawet najmniejszy szmer.
- Co to do cholery? Czyżby Kabuto wreszcie się zdecydował wyjść z ukrycia? Ale to chyba nie on.. Wyczuwam zupełnie inną chakrę, znacznie potężniejszą od jego. Czyżby towarzyszyła mu jeszcze jedna osoba? - znów poczęła rozmyślać gorączkowo. Nie było jej to w ogóle na rękę, ponieważ najchętniej by się stąd już ulotniła. Obróciła jedynie lekko głowę do tyłu, aby dowiedzieć się, kto w nią śmiał rzucić kunaiem. I wtedy go zobaczyła. To był ten chłopak, w którym nadal jest zakochana jedna z jej najlepszych przyjaciółek - Sakura. Sasuke Uchiha. Rozchyliła usta, które teraz pokazywały lekki strach, po jej czole poczęły powoli spływać pojedyncze kropelki potu. Możliwe, iż się go wystraszyła, bowiem przeczuwała w nim ogromną potęgę, jaka nigdy wcześniej z niego nie emanowała. Podszedł bliżej niej i stanął dosłownie kilka metrów od jej osoby.
- A ty dokąd się wybierasz? To jeszcze nie koniec walki. Ona dopiero się tak naprawdę zaczyna. Chyba, że nie jesteś już w stanie ze mną walczyć. Może od razu się poddasz i pójdziesz razem ze mną? - rzekł to jak zawsze tym wypranym z jakichkolwiek emocji tonem.
- Uchiha… - mruknęła pod nosem tak, że on mógł tego nie usłyszeć. Dziewczyna nawet się do niego nie odwróciła. Nie chciała na niego patrzeć. Wkurzał ją strasznie, a jednocześnie żywiła do niego lekką nienawiść za to, że musiał zranić Sakurę, opuszczając rodzimą wioskę. A także i za to, że ją tak bezczelnie zostawił i nie chciał z sobą zabrać, mimo że różowowłosa mówiła, że mogłaby z nim pójść.
- Chyba śnisz.. Ja poddać się? Pff. - mówiła to z lekko drżącymi się wargami, ponieważ wiedziała, że praktycznie nie miała już chakry i mogła teraz jedynie liczyć na swojego demona.
- W takim razie nie ma wyjścia, musimy walczyć. Skoro nie chcesz po dobroci, trzeba cię zmusić siłą. - odparł obojętnie ku niej. Ten ton również ją denerwował.
- Zmieniłeś się.. Kiedyś lubiłeś mnie, Naruto i Sakurę, a teraz zachowujesz się tak, jakbym była twoim wrogiem. Po co odchodziłeś z wioski? Czyżbyś również służył Orochimaru?
- Być może, ale teraz to nie ma już znaczenia. Odejście było mi potrzebne po to, abym stał się silniejszy. Mam ku temu swój powód, którego nie zamierzam ci zdradzać. Coś jeszcze chcesz powiedzieć?
- Skoro tam byłeś, na pewno wiesz, co zrobił, że teraz Daizuke żyje. Przecież pamiętam jak ginął na moich oczach.. Teraz on niczego nie pamięta.. To też jest dziwne. I po chuja on mu był?
- Nigdy mnie nie obchodziło, co czynił z nim mój mistrz. Kazał mi mu o niczym nie wspominać, to tego nie robiłem. Wiem tylko tyle, że on w zachowaniu jest podobny do mnie. Jeżeli chodzi o moc, jaką dysponuje.. Nie mam pojęcia jak jest, bo nigdy z nim nie walczyłem. Tak czy siak wydaje mi się, że ty go tak naprawdę nie obchodzisz. - zaczął sobie kpić z niej, aby jedynie ją rozzłościć. To było w jego planach, aby ona robiła pochopne ruchy, bo wtedy łatwiej będzie mu ją pokonać, a co za tym idzie bez większych problemów porwać.
- Skąd możesz to wiedzieć?! Przecież miałeś go gdzieś.. A skoro tak, to czemu akurat ja muszę być porwana? Moglibyście równie dobrze przyjść do niego i z nim walczyć, a nie ze mną.. - powoli zaczynała buzować w niej wściekłość. Koncepcja Sasuke się sprawdzała.
- Według Orochimaru dla Daizuke nadal jesteś ważna, lecz ja uważam inaczej. W moim mniemaniu dla niego jesteś nikim. A że mój mistrz chciał, żeby to właśnie ciebie porwać, a nie cackać się z nim, tak też zrobię. Uznał to po prostu za coś łatwiejszego niż schwytanie jego. - na ustach miał teraz szyderczy uśmieszek. Widział jak powoli wyprowadza Shizue z równowagi.
- Przestań pieprzyć takie głupoty, bo mnie już wkurzasz! To według ciebie niby dlaczego zwiał od tego wężowatego dupka? Skoro uważasz, że nie z mojego powodu, więc z jakiego?
 - Nie wiem i zwisa mi to. Tak czy siak mam dość tej bezsensownej konwersacji. Przejdźmy już do rzeczy. Daję ci minutę na zastanowienie się, czy poddasz się od razu, czy nie.
- Ty po prostu tego nie wiesz! Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo Sakurze na tobie zależało.. Nadal cię kocha, a ty się tak zachowujesz.. Jesteś okropnym idiotą! Nie wiem co ona w tobie widziała i co nadal widzi..- Raijuu wyczuwał tą złość, która w niej buzowała od jakiegoś czasu. To dawało mu więcej mocy.
- Nie mów tak do mnie, bo cię zniszczę.. A Sakura jest jak każda inna dziewczyna. Latają za mną, bo jestem dla nich mega przystojny. Wkurwiają mnie te wszystkie baby. I ona się niczym od nich nie różni. Miłość jest dla kretynów. - tymi słowami Shizue jeszcze mocniej się rozjuszyła. Tym razem na jej policzkach pojawiły się jasnobłękitne znaki, twardówka zmieniła kolor na szary, zaś źrenica się zwęziła. Oznaczało to tylko jedno: zamiana w demona. Skrzyżowała ręce na piersi, przybierając wrogi wyraz twarzy. Sasuke widząc, iż dziewczyna nadal jest odwrócona do niego plecami, on zrobił to samo. Również tak jak i ona ułożył ręce w taki sam sposób. Też czuł jak nerwy zaczynają już mu puszczać. W jego oczach zawirował trzyłezkowy Sharingan.
- Ty w ogóle posiadasz jakieś uczucia? Nie wydaje mi się.. Poza tym, ty nic nie wiesz tak naprawdę o niej.. Mam cię już dość. Chciałabym już sobie stąd odejść, ale z tego co widzę, nie pozwolisz mi na to..  Zakończmy to zatem jak najszybciej. A przy okazji ja nigdy się tobą nie interesowałam. - warknęła do niego, ciągle stojąc do niego plecami. W międzyczasie sześcioogoniasty zaczął się coraz bardziej pobudzać, co wywołało wyładowania elektryczne na niebie. Jednak mimo tego nie zapowiadało się na to, aby miał padać deszcz.
- I tak zamierzam zrobić. Pokonam cię szybko, nawet nie zauważysz kiedy, bo stracisz przytomność. Haha, jakbym tego nie wiedział.. Bo przecież jak mogłaś się interesować kimś innym, poza Daizuke? Byłaś w niego tak zapatrzona, że nie zwracałaś na nikogo innego uwagi. - i znów zaczął sobie drwić, co doprowadziło dziewczynę do większego szału.
- Dobra, koniec tych gadek! Zamknij się w końcu! Nie myśl sobie, że ze mną tak łatwo sobie poradzisz. Jesteś zbyt pewny siebie. - i zanim chłopak jej coś odpowiedział, ona odwróciła się w jego stronę, rzucając się z pięścią na jego twarz. On to wyczuł i niemal od razu równie szybko co ona, wyciągnął katanę z pochwy, którą miał przyczepioną do fioletowego sznura, owiniętego wokół jego bioder. Skierował ostrze swej broni wprost na nią. Pomimo, że też wykonywała szybkie ruchy, nie udało jej się do końca uniknąć tego ataku i końcówka klingi przejechała po jej prawym policzku, a potem dwukrotnie po jej lewym ramieniu. Z powstałych ran wytrysnęła krew. Oprócz tego, gdy dziewczyna chciała mu za to oddać, on rozciął jej bok, tworząc dosyć długą i ździebko głęboką ranę. Sasuke kopnął ją jeszcze w brzuch, tak że odleciała kilka metrów w dal. Z jej ust również wypłynęła czerwona ciecz. Póki co dziewczyna była praktycznie bezbronna i dlatego tak łatwo Uchiha zwalił ją z nóg, a zarazem poranił.
- To był głupi ruch z twojej strony. Myślisz, że takim sposobem mnie pokonasz? Spodziewałem się po tobie czegoś więcej.. No cóż, czas z tobą skończyć i zabrać cię stąd. - zaczął się szyderczo śmiać i już chciał rzucić się na dziewczynę, aby ją obezwładnić, lecz nie było mu to dane. Zatrzymał się parę metrów przed nią, zauważając dziwne zmiany dokonujące się na jej delikatnym i zgrabnym ciałku. Zobaczył jak ogarnia ją wściekłość, znacznie gorsza niż wcześniej. Widział jak podnosi się do pozycji kucającej, jak zęby zmieniają się w kły, jak paznokcie zmieniają się w ostre jak brzytwa pazury, jak oczy przybierają demonicznego wyglądu, a na końcu zobaczył jak całe jej ciało ogarniała emanująca z niego błękitna chakra. Wyraz jej twarzy był istnie diaboliczny. Ryknęła bardzo głośno niczym jakaś bestia. Sasuke mając zdziwioną minę, nie miał pojęcia co się z nią zaczynało dziać. Aż mowę mu odjęło na kilka sekund.
- Nie daruję ci tego.. Teraz miarka się przebrała. I tym razem to ty nie masz ze mną szans.. - warknęła, mówiąc to zmienionym głosem, takim bardziej groźnym. To było za sprawą demona, w którego powoli się przeobrażała. Kilka chwil później z błękitnej chakry wyrósł jej jeden ogon. Była niesamowicie wnerwiona na chłopaka i chciała w końcu mu skopać tyłek. Jej dłonie poczęły się świecić i jedną z nich skierowała wprost na kruczoczarnego. Wystrzelił z niej piorun z dużą prędkością. Saske uniknął jednak tego ataku, bowiem przewidział jej ruch swoim Sharinganem. Zaczął już się domyślać iż ona jest Jinchuurikim.
- Czyżbyś nosiła w sobie któregoś z demonów?
- Ale masz opóźniony zapłon.. A nie widać tego głąbie? - odparła ironicznie, po czym podniosła się i teraz stała znów na nogach.
- Zniszcz go Shizue.. Ja ci pomogę, nie martw się. Nie jesteś skazana na klęskę.
Gdybym nie zużyła tyle chakry, nie musiałabym cię prosić o pomoc.. Poradziłabym sobie bez ciebie. Tym razem sytuacja jest krytyczna, więc nie mam innego wyboru..
Gdybyś mnie nie miała, już byś została przez niego pokonana. Tak przynajmniej masz jakieś szanse na wygraną.
Oj dobra, przestań gadać i daj mi się skupić. Nie zamierzam przegrać. Nie chcę żeby ten pojeb mnie stąd uprowadził.
Jak sobie życzysz Shizue.. - ucięła sobie krótką pogawędkę z Raijuu w swoim umyśle, której Uchiha nie mógł już usłyszeć. Musiałby potrafić czytać innym w myślach, ale aż tak dobrze to nie ma.
Już nic nie mówił i przystępował do kolejnego ataku. Włożył swoją chakrę do katany, która była teraz naelektryzowana. W drugiej dłoni wytworzył chidori i teraz biegł na dziewczynę. Dzięki Bijuu, Shizue miała teraz dużo więcej możliwości tworzenia różnych technik, a także znacznie potężniejszych niż wcześniej. Była jeszcze szybsza niż na początku. W chwili obecnej poczęła przywoływać błyskawice z nieba, których może jeszcze nie mogła kontrolować, ale mogła tworzyć ich ile tylko chciała. I tak o to z nieba ciskały pioruny, jednakże Sasuke zwinnie każdego unikał i nadal pędził na dziewczynę. Gdy był niebezpiecznie blisko niej, ona z monumentalną prędkością odskoczyła w bok, zaś on rąbnął ręką z techniką o drzewo, które rozwaliło się na drobny mak, zaś trzymana przez niego broń wbiła się w konar drugiego z drzew. Niespodziewanie skóra młodej Asahi zaczęła przybierać niebieskich barw, znaki na jej policzkach zmieniły kolor na ciemnogranatowy, zaś oczy przez chwilę świeciły się bardzo jasno. Powoli wyrastały jej kolejne dwa ogony.
- Cholera.. Nie będzie to takie proste, jakie mi się na początku wydawało. Kto by się spodziewał, że ona jest Jinchuuriki? - pomyślał chłopak gorączkowo, wyciągając broń z konara i obracając się szybko w stronę przeciwniczki. Patrząc tak na nią za każdym razem wydawało mu się, iż staje się ona coraz groźniejsza. Jednakże nie zamierzał dać się ani przestraszyć, ani tym bardziej pokonać. Klęska dla niego byłaby przecież tragedią!
Tym razem Shizue będąc w owej formie mogła już kontrolować błyskawice, zatem ponownie spróbowała ciskać nimi we wroga i choć raz którymś z nich w niego trafić. Mimo kontroli chłopak ciągle unikał ataków. Po pewnym czasie jednak jeden grzmotnął go wreszcie i poraził w prawą dłoń tak, że aż powstała rana, z której zaczęła broczyć się krew. Upadł od tego aż na ziemię. Tak czy siak nawet takie porażenie nie dało mu rady, bowiem niemal od razu wstał, trochę się chwiejąc na nogach, ale jednak utrzymywał jakimś cudem równowagę.  
- Dobra koniec tej zabawy. Tym razem gdy tego użyję nie powinieneś w ogóle się poruszyć. - wycedziła owe słowa przez zęby. Kolejny ogon się właśnie pojawił. W tym momencie widniały już aż cztery z nich. Póki co to jest limit dziewczyny, ponieważ kiedy trenowała władanie nad demonem, tylko nad tyloma ogonami zdołała jeszcze panować. Gdy „wyrośnie” jej jeszcze jeden, skutki tego mogą być straszne, a ona równie dobrze będzie mogła stracić kontrolę nad bestią. Po prostu nie może się jeszcze bardziej rozzłościć, bo to tylko wzmacnia Raijuu. Po tych słowach zmieniła się w kulę elektryczną i mogła teraz latać z niesamowitą szybkością. Zanim Sasuke wykonał jakikolwiek ruch kulka leciała już ku niemu. Tego już na pewno nie da rady uniknąć. Aczkolwiek z nim to nigdy nic nie wiadomo. Starał się teraz umknąć przed nacierającą na niego Shizue, ale nie do końca mu to wyszło. Dostał w lewe ramię, a jego skóra uległa rozcięciu, a ciało porażeniu. Może i panował nad Raitonem, jednakże wyładowania pochodzące od demona są sto razy silniejsze niż normalne i dlatego odczuł silny ból, a powstała rana była dosyć głęboka. Nawet Sharingan nie mógł mu teraz pomóc, gdyż ten ruch nie był możliwy zbytnio do przewidzenia. Kula próbowała wbić się w niego jeszcze mocniej, lecz chłopak wyzwolił się z tego nacisku, używając techniki podstawienia. Pojawił się w innym miejscu, na jakiejś gałęzi głośno sapiąc. Pomimo, iż użył w ostatniej chwili tego jutsu, jego ramię i tak ucierpiało. Jednak to nie była tak głęboka rana jaką miał wcześniej Kabuto. Ale za to został nieźle porażony. W okolicy oka też mu się dostało, przez co zaczęła z niego ściekać krew po całej długości policzka. Na jego szczęście nie doznał urazu oka ani nie zostało ono zniszczone, jedynie miejsce pod okiem ździebko ucierpiało i dlatego ciekła z tego miejsca krew i z jego ust również.
- Dobra dosyć tego. Czas to zakończyć.. To nie do pomyślenia, żeby pokonała mnie baba! - pomyślał zaciskając dłonie w pięści. Też był mocno poirytowany powstałą sytuacją. Nikt nigdy aż tak długo z nim nie walczył. Dziewczyna była naprawdę potężną osóbką, pomimo iż na taką nie wyglądała na pierwszy rzut oka. Gdy Uchiha się ogarnął zeskoczył z drzewa, stając naprzeciwko demonicy.
- Co tak długo musiałam na ciebie czekać? Czyżbyś stracił siły? Poddajesz się? Ale z tego co widzę nadal stoisz na nogach.. A już myślałam, że poległeś.
- Nie ma takiej opcji. Chyba śnisz! - on miałby się poddać? To jest przecież absurdalne dla kogoś takiego jak on. Był może lekko osłabiony, ale dalej mógł walczyć. Sasuke znów zmierzył spojrzeniem Shizue od stóp do głów i tym razem przyuważył, iż jej pazury są znacznie dłuższe niż wcześniej, a także i jej kły. Natomiast błękitna chakra była bardzo wyraźna. Jej ciało oprócz tego chroniła tarcza elektryczna która była mocno naelektryzowana. Gdyby się jej teraz dotknęło, zostałoby się porażonym.
- Nie powiesz mi chyba, że zamierzasz zmienić się w ostateczną formę demona?
- A nawet jeśli, to co? Strach cię obleciał?
- Ciekawe, czy potrafisz panować nad nim w stu procentach..  
- Och przymknij się w końcu. Chciałabym zakończyć już tą głupią walkę i wrócić do domu.
- Myślisz, że ja nie chcę jej skończyć? Tak czy siak dzisiaj na pewno tam nie wrócisz.
- Jeszcze się przekonamy.. - po tej krótkiej wymianie zdań dziewczyna się na niego rzuciła, wyciągając przed siebie dłoń z zamiarem zaatakowania go swoimi ostrymi szponami. Zaś posiadacz Sharingana znów począł nacierać na nią kataną. Oboje byli niesamowicie szybcy.. Większość ataków potrafili swobodnie uniknąć. Lecz Sasek był troszkę wolniejszy od Shizue pod formą demona z czterema ogonami, w związku z czym udało jej się go zadrapać w policzek, natomiast on nawet jej nie drasnął. I znów stali plecami do siebie, gdyż szarżując na siebie i próbując uniknąć ciosów minęli się. I ponownie Uchiha został „obdarowany” następną raną. Odwrócili się po raz wtóry twarzami do siebie.
 - Ja już tracę cierpliwość.. Dobra po tej technice powinienem cię powalić.
- Niby po jakiej? Nie bądź taki hop do przodu, bo nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć.. I nie ty jedyny. Też mam już ciebie powyżej dziurek od nosa. - chciała tym razem wykonać jakąś technikę, bowiem mogła to uczynić, gdyż chakra demona jej na to pozwalała. Nie było jej to dane, gdyż tym razem Sasuke był szybszy. Utworzył w dłoni Chidori, które skierował ku niebu.
- Kirin.. - wyszeptał i zdezorientowana Asahi dostała piorunem, który na nią spadł z prędkością 1/1000 sekundy. Trafił ją, gdyż owego jutsu nie sposób uniknąć. Z początku padła na kolana i znów kilka kropel krwi spłynęło z jej ust, ściekając na glebę. Chłopak odetchnął z ulgą myśląc, że udało mu się ją sparaliżować. Lecz mylił się. Chwiejnym krokiem demonica wstała, próbując przywrócić siebie do porządku. Ta technika powinna była ją nawet zabić, ale zamiast tego wchłonęła ją w siebie. Zrobił to Raijuu, którego właśnie żywiołem jest Raiton i takie techniki nie zrobią mu żadnej krzywdy. Mogą jedynie lekko zbić go z tropu, ale na pewno nie obezwładnić, a tym bardziej zabić. Uchiha włożył ostateczną ilość chakry w swoją katanę, która teraz zmieniła kolor na jasnoniebieski i ciskała piorunami. Mógłby spróbować użyć jakiejś techniki z Katonów, ale miał już na tą czynność za mało chakry. Począł myśleć, co ma teraz zrobić. W tym samym czasie Shizue zaczęła tworzyć w ustach kulę elektryczną, która z sekundy na sekundę stawała się coraz większa. Sasuke nie mógł pozwolić na to, aby to coś dotknęło jego ciała, bo na pewno zostałby zmieciony z powierzchni ziemi, w końcu tej techniki zapewne używa teraz Bijuu dziewczyny, który z pewnością jest od niej tysiąc razy potężniejszy. Nie czekając ani chwili dłużej rozpędził się i będąc już dosłownie przy niej, przebił ją przez brzuch kataną, której koniec wyszedł z jej pleców. To, co przed chwilą tworzyła zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, a ona mogła jedynie zrobić jeszcze jeden ruch. Wbiła swoje pazury w jego bok, przejeżdżając nimi przez jego klatkę piersiową. Oboje zawyli z bólu, jednak nie można było wywnioskować, kto był głośniejszy. Chłopak odskoczył od niej ostatkami sił w stronę, gdzie siedział w ukryciu Kabuto. Zaś ona nie ruszyła się z miejsca. Położyła lewą dłoń na ogromnej ranie, jaka powstała po przebiciu jej ciała. Była cała we krwi, która cały czas spływała z każdej rany, których doznała na wskutek walki z jej przeciwnikiem. Zaczęło jej się kręcić w głowie, świat przed jej oczyma wirował niemiłosiernie. Padła na kolana, podtrzymując się prawą ręką. Powłoka demona znikała, tak samo jak znaki na jej policzkach, pazury, kły i ogony.
- Nie.. Proszę.. Musisz mi pomóc.. Jeżeli teraz zemdleję, zostanę porwana!
Przykro mi Shizue.. Teraz nie jestem w stanie nic zrobić. Jeżeli ty ucierpisz bardziej, ja również. Jeśli będziesz mdleć, ja tak samo.. Myślałem, że go pokonamy, lecz myliłem się..
Nawet nie chcę myśleć, co oni ze mną zrobią.. I czy w ogóle przeżyję...
Tego nie wiem. Wszystko okaże się później.. Mam nadzieję, iż nie będzie za późno. Nie chcę zniknąć z tego świata.
Myślisz, że ja chcę?! Rany, czuję się taka słaba.. - znów w jej głowie odbyła się krótka pogawędka z Raijuu. Czuła, jak jej ciało opada bezwładnie na ziemię, a także jak wróciła już do normalnej formy. Obraz dookoła niej rozmazywał się. Powieki wolno opadły ku dołowi i tym razem straciła już kontakt z rzeczywistością. Zemdlała. Sasuke ledwo trzymał się na nogach, ciężko dyszał, ale jednak jego rany nie były aż tak poważne, jak rana na brzuchu błękitnookiej.
- Chyba to właśnie ty byłaś zbyt pewna siebie.. Jednak to ja cię pokonałem.. Choć nie powiem, było ciężko.. - mruknął pod nosem, mówiąc owe słowa w sumie do siebie, gdyż jego przeciwniczka nie mogła mu już nic odpowiedzieć. Yakushi wybiegł szybko z krzaków, gdy tylko walka dobiegła końca. Udało mu się już w znacznym stopniu wyleczyć ramię, lecz jak na razie nie mógł go nadwyrężać, bo nadal spływała z niego krew, choć i tak w mniejszym stopniu niż na początku.
- Ależ ona była kłopotliwa.. Już niedługo zacznie świtać, a my musimy jeszcze zostawić wiadomość Daizuke..
- To zrób to, a ja zabiorę stąd Shizue do naszej kryjówki.
- Jesteś pewien, że dasz sobie radę? Nie wyglądasz najlepiej.
- P..Poradzę sobie.. - przeczył samemu sobie, bo przecież ledwo stał na nogach, a rany mu mocno dokuczały.
- Taa, widzę właśnie.. Pozwól, że uśmierzę ci chociaż trochę ból. Jestem przecież medykiem.
- Dobra, niech ci będzie. - mruknął z niezadowoleniem, a okularnik powoli leczył jego liczne rany. Wiedział, że nie ma czasu na uleczenie wszystkich, toteż postanowił zrobić tak, żeby on mógł swobodnie chodzić i nie narzekać na ból. Dopiero gdy dotrą do siedziby, wtedy będą mogli do końca się uzdrowić. Nie zajęło mu to dużo czasu. Kiedy skończył dał mu znak, iż może już ruszać. Tak też uczynił. Chwycił bezwładne ciało Shizue i przerzucił je sobie beztrosko przez ramię. Ruszył do przodu, ani nie za szybko, ani nie za wolno aby się nie przemęczać, a jednocześnie dotrzeć do celu jak najszybciej. Natomiast Kabuto pobiegł w stronę Konohy, aby dostarczyć wiadomość do Daizuke, ale oczywiście tak, żeby go nie zauważył i tak, aby mógł szybko znaleźć karteczkę, na której zawarte są wszystkie informacje. Walka pomiędzy Shizue a Sasuke trwała dosyć długo bo aż do piątej rano, z minutami. Wioska zazwyczaj budzi się do życia o szóstej trzydzieści. Dlatego też musieli się pośpieszyć, aby nie natknąć się na Shiomiego, zanim nie znikną z okolic osady.

Co się stanie dalej z Shizue?
Czy Daizuke ją uratuje?
Na te pytania znajdziecie odpowiedź w następnym rozdziale.
A teraz czas na obrazki do wydarzeń z tego chaptera:
 Na tym obrazku powinna być noc, ale oryginalnie był właśnie taki jasny, niemniej jednak wygląda tak lepiej niż taki przyciemniony, więc po prostu wyobraźcie sobie, że jest noc i tyle xD

No comments:

Post a Comment