Dwa i
pół roku później do drużyny Naruto dołączył Sai, a jej nowym kapitanem został
Yamato. Mieli oni za zadanie odnaleźć Sasuke i sprowadzić go z powrotem do
wioski. Wyruszyli właśnie po tak długim czasie w podróż, aby jak najszybciej do
niego dotrzeć, gdyż mieli bardzo mało czasu. Było to spowodowane faktem, iż
Orochimaru miał zamiar przejąć ciało Uchihy, a wtedy już nigdy szatyn nie byłby
sobą. W tym czasie kiedy ich nie było, Shizue dalej trenowała. Potrafiła już
częściowo kontrolować swojego demona, aczkolwiek trochę jeszcze jej pozostało
do całkowitego zapanowania nad Raijuu. Natomiast w miejscu, gdzie była siedziba
wężowatego, Daizuke nie miał już w ogóle problemów z panowaniem nad swoją
Przeklętą Pieczęcią. Nawet mógł już używać drugiego poziomu. Ogólnie mówiąc
wszyscy nabierali siły i potęgi. Wracając do Drużyny Siódmej, niestety nie
udało im się odzyskać swojego przyjaciela, pomimo iż byli tak blisko celu..
Lecz wtedy nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, że gdzieś w pobliżu siedziby
znajduje się żółtowłosy chłopak. Wężowaty Sannin przewidział to, iż kiedyś
końcu ktoś będzie próbował natrętnie zabrać od niego Sasuke, dlatego też kazał
złotookiemu gdzieś pójść, aby nikt go nie zauważył. Rzecz jasna posłuchał się
go, bo nie miał tak naprawdę innego wyjścia. Gdyby mu się sprzeciwił, skutki
mogłoby być straszne, czego wolał uniknąć. Udał się w pewne miejsce, gdzie
lubił przebywać. Była to ukryta jaskinia za wodospadem. Tam wyciszał się,
relaksował i odpoczywał. Zdarzało się też, że czasem trenował swoje
umiejętności w samotności, bez niczyjej pomocy. Mógł tak właściwie postarać się
wtedy uciec od Oro, ale kiedy raz spróbował tak zrobić właśnie z tej sekretnej lokalizacji,
nie udało mu się, gdyż był ostro pilnowany przez ludzi wężowatego shinobi.
Oczywiście nie łazili za nim krok w krok, ale kiedy tylko chciał się oddalić,
zatrzymywano go. Strasznie go to wkurzało i irytowało, lecz nic z tym zrobić
nie mógł. Przysiągł jednak sobie, że jeżeli stanie się naprawdę silny, będzie
mógł z łatwością ich pokonać i zwiać. Maił również dość swojego mistrza,
ponieważ on skupiał się głównie na Uchisze, a na niego prawie w ogóle już nie zwracał
uwagi. Dlatego też starał się jak mógł uczyć różnorodnych technik samemu. Z
każdym dniem coraz bardziej go olewano i mało kto go już trenował. A nie mógł
odejść, bo za każdym razem mu to uniemożliwiano. Miał już powyżej dziurek od
nosa takiego traktowania. Na początku czuł się chciany i myślał, że jego
mistrzowi na nim mocno zależy. Potem było tylko gorzej, a Daizuke odczuwał jeszcze
więcej negatywnych emocji. Na jego szczęście to, czego go nauczono pozostało mu
w głowie, więc musiał to po prostu udoskonalać, nawet jeżeli to oznaczało naukę
w samotności. Kiedy Uzumaki z resztą swoich przyjaciół wracali zrezygnowani do
wioski, Shiomi mógł spokojnie wrócić do siedziby. Nikt go nawet nie
poinformował o tym, że ktoś próbował zabrać stąd szatyna, bo przecież zarówno
podwładni Orochimaru jak i on sam robili wszystko, aby nigdy nie dowiedział się
o swojej przeszłości. Spotkanie z Drużyną Siódmą mogło być bardzo kłopotliwe
dla nich, toteż ukryto chłopaka. Wmówili mu jakieś kłamstwa, zresztą jak
zwykle. Jakoś nie wierzył w te słowa, bo już od dawna domyślał się, iż jest
cały czas oszukiwany. Ale cóż, musiał wykonywać to, co mu kazano, gdyż nie
chciał robić sobie jakichkolwiek problemów. Po jakimś czasie pojawił się
wężowaty tuż obok żółtowłosego. Obecność Sannina zaczynała go powoli wnerwiać,
a jednocześnie na sam jego widok krzywił się. Miał również strasznie ponurą
minę, a wyraz twarzy wyprany był z jakichkolwiek emocji.
- Musimy
przenieść się w inne miejsce. Tak więc chodźmy, bo wiem gdzie możemy pójść. Na
szczęście posiadam dużo takich siedzib, więc nawet jak jedna ulegnie
zniszczeniu i odkryciu przez inne osoby, możemy udać się do innej.
- A
co się takiego stało? To naprawdę konieczne? - spytał go bardzo lodowatym tonem
głosu, a zarazem obojętnym. Oro był przyzwyczajony do tego rodzaju brzmienia, w
związku z czym nic sobie z tego nie zrobił.
- Zaatakowali
nas wrogowie i zniszczyli część budynku. A skoro wiedzą o tym, gdzie jest jedna
z siedzib, nie możemy w niej zostać. Gdybyśmy stąd nie odeszli, znów by to
zrobili, a jeżeli będziemy gdzieś indziej, tak łatwo nas nie znajdą. -
odpowiedział mu spokojnym, acz jak zawsze niepokojącym głosem. I jak miewał w
swoim zwyczaju manewrował tym swoim długim jęzorem dookoła ust, co przyprawiało
Daiuzke o dreszcze i w obrzydzenie.
-
Możesz mi powiedzieć, kto to zrobił? Czy tego też wiedzieć nie mogę? - chłopak
skrzyżował ręce na piersi, wypowiadając ów słowa z sarkazmem. Mężczyzna zrobił
złowrogie spojrzenie, gdyż zachowanie jego ucznia było dla niego dziwne i
niestosowne.
-
Zachowuj się, a nie fochy strzelasz. Poza tym to nie jest na tyle ważne, abym
miał cię o tym poinformować. A teraz nie narzekaj i chodź już. Ja nie wiem co
się z tobą ostatnio dzieje. Jesteś jakiś markotny, obrażalski, a do tego
wkurzasz się o byle co. Powiedz mi, co cię gryzie? - odparował po chwili, nadal
patrząc na niego tym samym wzrokiem.
- Chyba
żartujesz. Jestem w złym nastroju od jakiegoś czasu, to wszystko. Chcę po
prostu wiedzieć, czego ci wrogowie szukali no i kim byli. Ale zapewne i tak mi
nie powiesz..
- I
po co ci takie informacje? Zmieni to coś? - upierał się przy swoim cały czas.
Nie chciał mu mówić, że ninja, którzy przybyli po Sasuke byli z Konohy.
Shiomiego to już nudziło i denerwowało, że cały czas wmawia się mu, że wszystko
jest nieważne.
- Czy
w takim razie coś według ciebie jest istotne? Tak mi się coś zdaje, że nie. -
burknął z naburmuszoną miną, po czym mając już dość tej dennej rozmowy, ominął
go szerokim łukiem i szedł przed siebie. Przy okazji schował ręce do kieszeni
swoich spodni. Wiedział, że już nic sensownego od niego nie usłyszy, toteż
wolał już w ogóle się nie odzywać i robić dalej co mu każą, choć było mu to
bardzo nie na rękę. Krótko mówiąc, miał tego wszystkiego serdecznie dosyć.
- Daizuke,
uspokój się. Przecież wiele rzeczy jest ważna. Nie obrażaj się o byle
drobnostki, bo to nie ma sensu. Twoje zachowanie mi się coraz mniej podoba. I
dokąd ty idziesz, hm? - odezwał się po chwili ciszy idąc tuż za złotookim.
-
Ponoć mieliśmy iść do tej nowej siedziby, nieprawdaż? - nie skomentował jego
pierwszych słów, tylko je olał, gdyż wiadomą rzeczą było, że i tak z nim nie
wygra.
-
Chyba nie masz zamiaru iść tam pieszo?
- Mam
rozumieć, że jest ona bardzo daleko stąd?
-
Nie, ale szybciej będzie jak się tam teleportujemy. - i właśnie w tej chwili
zniknęli wraz z resztą podwładnych Orochimaru. Niedługo potem pojawili się na
miejscu.
-
Jesteśmy na miejscu - oznajmił Sannin i dał innym swoim podległym znak, iż mogą
sobie pójść. Natomiast żółtowłosemu nakazał jeszcze na chwilę zostać.
- Jak
nie zmienisz swojego postępowania i będziesz taki pyskaty, dostaniesz karę, w
najgorszym wypadku czekają cię tortury. Rozumiemy się? - dodał po chwili brzmiąc
bardzo poważnie, a jednocześnie strasznie. Chłopak przekręcił oczyma i tylko
przytaknął głową na znak, iż do niego wszystko dotarło. Nie chciało mu się już
nic mówić, ani z nim rozmawiać, bo miał go dość na dzień dzisiejszy. Pragnął
zostać sam ze swoimi myślami. Nic nie mówiąc zaczął iść w stronę nowej
siedziby, aby znaleźć jakiś pokój dla siebie. Natomiast jego mistrz patrzył się
z lekkim zdziwieniem za nim, a gdy zniknął mu z oczu, udał się w swoją stronę.
Nie mógł go w ogóle rozgryźć, jednakże mało go to obchodziło. Dla niego liczył
się głównie Sasuke. Nawet nie wiedział, co odczuwał w chwili obecnej Daizuke,
lecz się nad tym nie zastanawiał. Jedyne co go mocno frustrowało, to jego
huśtawki nastrojów. Ale cóż, pomimo wszystko się nim nie przejmował. Oro jest
egoistą, gdyż trzyma złotookiego tu, u siebie, zamiast pozwolić mu odejść,
skoro jest mu ostatnio obojętny. Nie chciał jednak dopuścić do tego, aby on
dowiedział się o swojej przeszłości i tylko przez ten fakt musi go znosić.
Można powiedzieć, że Shiomi jest dla niego zwykłym narzędziem, z którym może
robić to, co mu się żywnie podoba. Nasz bohater powoli wyczuwał jak zaczyna on
go traktować i czuł się z tym coraz gorzej, ale cóż mógł zrobić.. Kiedy dotarł
już do korytarza, zauważył sporą ilość drzwi. Pozaglądał za każde z nich i w
końcu natrafił na pokój, który mu się spodobał. O dziwo znalazł tam ciuchy,
które przypadły mu do gustu. Były one nieco inne, niż te, które nosił
dotychczas. W sumie już przydałaby mu się zmiana, gdyż te co miał na sobie były
już lekko na niego za małe. Z tyłu tej koszulki widniał symbol klanu Asahi, tak
jak na tej, którą miał na sobie. Nad znaczeniem ów znaku również dość często
się zastanawiał, gdyż nie wiedział czym jest, bo o tym także nie raczono go
poinformować. Strój znalazł w tutejszej szafie. To był dziwny zbieg
okoliczności, że udało mu się natrafić na pomieszczenie w jego guście i do tego
podobne ubrania, jakie lubił zakładać na siebie. Daizuke w dniu dzisiejszym nie
miał zamiaru nigdzie się ruszać. Chciał się choć na chwilę rozluźnić, będąc w
swoim pokoju i w samotności. Zamknął w związku z tym drzwi na klucz, po czym
obrócił się na pięcie w kierunku szafy. Znów ją otworzył i wyjął cały strój.
Przebrał się w niego i podszedł do lustra w łazience. Jego nowe wdzianko
niesamowicie mu się spodobało. Pierwszy raz w życiu, odkąd Orochimaru naznaczył
go Przeklętą Pieczęcią na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. Od tej pory w
skład jego odzienia wchodziły: błękitna koszula z rękawkami bez zapięcia z
przodu, mająca dodatki w co poniektórych miejscach białe, z tyłu wygrawerowany
symbol, nieco większy niż na poprzedniej, długie, białe spodnie, które sięgały
mu prawie do kostek, czarne buty, z odsłoniętymi palcami i śródstopiem,
nałokietniki wystające trochę za rękawki, czarne rękawice bez palców i tego
samego koloru podkoszulka, a wraz z tym na jego prawej nodze owinięta była
kabura na podstawowe bronie shinobi. Po zlustrowaniu siebie od góry do dołu uznał,
że teraz wygląda świetnie i nic mu już nie brakuje. Skończywszy wgapiać się w
lustro, wyszedł z łazienki, zamykając uprzednio drzwi. Wróciwszy do pokoju od
razu rzucił się na swoje nowe łóżko. Było niesamowicie miękkie i bardzo
przyjemnie się na nim leżało. Ogólnie pomieszczenie było ładnie urządzone, przynajmniej
lepiej niż w poprzedniej siedzibie. Można też powiedzieć, iż jest tu również
przytulnie. Tym razem zamiast zwykłych świeczek, wisiały lampy. Światło wpadało
tu przez duże okno, które oświetlało wszystko to, co się tu znajdywało. Nareszcie
jakiś plus. Przez parę miesięcy żółtowłosy jakoś dawał sobie radę i ciągle
trenował, ale tym razem sam, nie z kimś. To, co mu pozostało po poprzednich
naukach z Oro, po prostu sam rozwijał i wykorzystywał do tego, aby tworzyć
swoje, lepsze techniki i dużo mocniejsze niż posiadał. Nikt na szczęście nie
wtykał nosa w jego sprawy, ani mu w niczym nie przeszkadzał, co było mu bardzo
na rękę. Nastał w końcu dzień, w którym wężowaty Sannin tracił siły. Parę dni
później nie mógł w ogóle już chodzić, a Kabuto musiał mu dawać leki, aby dalej
mógł trzymać się przy życiu. Póki nie zmieni ciała, jego stan będzie się tylko
pogarszał, jeżeli przestanie brać te specyfiki. Jedyne, co zdołał robić to
wydawać rozkazy swoim podwładnym. Tak czy siak, powodowało to jakieś osłabienie,
że w obecnej sytuacji jest bardziej narażony na klęskę po ataku kogokolwiek. Sasuke
nie chciał mu oddać swojego ciała, lecz robił dalej to co mu kazano i tak samo
jak Daizuke, trenował sam. Ale który z nich jest silniejszy, tego nie wie nikt.
Oboje stali się równie brutalni i potężni, w związku z czym ciężko jest to sprecyzować.
Aczkolwiek w złotookim pozostała jeszcze jakaś cząstka dobra, gdzieś głęboko ukryta
w jego sercu. Dzięki temu istnieje jakaś malutka szansa na to, aby wróciły mu
dawne, ciepłe uczucia. Co do szatyna, ten kawałeczek jest znacznie mniejszy niż
u niego. Można nawet powiedzieć, że praktycznie go nie posiada.
Kolejne
sześć miesięcy później, nasi bohaterowie mieli już po szesnaście lat. Tym razem
Orochimaru był na pograniczu życia i śmierci. Nadal żył, niemniej jednak jego
koniec zbliżał się coraz szybciej. Legendarny Sannin pomimo wszystko był dobrej
myśli, mając nadzieję, że niedługo uda mu się przejąć władzę nad ciałem Uchihy.
Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, iż on szykował plany co do niego. Miał
zamiar go zamordować, ale postanowił uczynić to trochę później. Tak czy siak po
jego głowie chodziły takie złe myśli. Ten dzień wydawał się być zwyczajny,
nawet zaczął się spokojnie, a jednocześnie monotonnie. Pewien chłopak planował
ucieczkę, będąc niezauważonym przez nikogo, ani złapanym. Postanowił
zrealizować swój plan w nocy, kiedy większość osób w siedzibie będzie spała. To
była najodpowiedniejsza i najlepsza pora na zwianie z tego przeklętego miejsca.
Gdy słońce oświetlało wioskę i te tereny, trenował sobie jakieś jutsu, tak
jakby nigdy nic miało się nie wydarzyć. Żadna osoba, która by tędy przechodziła
nie przypuszczałaby, iż ten żółtowłosy ninja coś kombinuje. Zachowywał się po
prostu normalnie, jednakże pozory mylą i tak naprawdę owy shinobi maskował swoje
prawdziwe intencje. Robił to tak dobrze, że nikt go nie przejrzał. Teraz mógł
jedynie czekać na to, aż nadejdzie odpowiednia godzina, aby wprowadzić w życie
cały swój misterny plan.
W tym
samym czasie w innej części tegoż świata, pewna złotowłosa kunoichi szła
zatłoczonymi ulicami Konohy. Jej ubiór uległ zmianie i teraz nosiła błękitną
bluzkę, z wyciętymi ramionami i dekoltem,
rękawy były średniej długości, brzuch miała na wierzchu, gdyż nie lubiła
go zasłaniać, a mogła sobie pozwolić na obnażanie go, ponieważ był płaski i
ładnie się dzięki temu prezentował. Na biodrach miała założone czarne, krótkie
spodenki, a na nie nakładała spódniczkę tego samego koloru, z wycięciami po
bokach i wygrawerowanym znakiem klanu Asahi koloru niebieskiego, który widniał
również na jej plecach, lecz miał inną barwę, mianowicie białą. Prawa noga owinięta
była kaburą na podstawowe bronie shinobi i opaską z symbolem Wioski Ukrytej W
Liściach. Jej delikatne dłonie ozdabiały czarne rękawiczki bez palców. Ale nie
tylko strój był inny. Przez te parę lat jej charakter uległ diametralnej
zmianie. Ba, nawet ciężko było go określić, gdyż raz bywała w dobrym humorze, a
innym razem nie dawała dojść nikomu do słowa, toteż nikt nie potrafił ocenić,
jaka ona była naprawdę. Ona sama tego nie wiedziała, więc tym bardziej inni
mieli z tym problemy. A to wszystko przez pewne wydarzenie, które miało miejsce
trzy lata temu.. Owszem, nadal czuła pustkę w sercu i smutek, lecz już nie w
takim stopniu jak kiedyś. Oprócz zachowania, zmienił się również jej wygląd.
Przeistoczyła się w naprawdę piękną kobietą, wydoroślała, nabrała kobiecych
kształtów, a także wymądrzała. Przez to jak bardzo się zmieniła większość
chłopaków w wiosce na nią leciało i chciało ją poderwać. Każdy z nich, gdy
tylko ją mijał, wgapiał się z głębokim zainteresowaniem na jej zgrabne i
szczupłe ciało. Jednakże ona wszystkich olewała. Nie potrafiła pokochać drugi
raz z rzędu kogokolwiek innego. Śmierć Daizuke mocno na to wpłynęła, gdyż bała
się, że jak znów się zakocha, znowu tą osobę straci, czego tym razem by nie
zniosła. Dlatego też wolała nie angażować się w żadne związki. Najczęściej
spotykała się z Hinatą i Sakurą, które cały czas były jej najlepszymi
przyjaciółkami i na zawsze już nimi będą. I to właśnie dzięki nim jeszcze stąpała
po tej ziemi. Gdyby nie one, raczej nie byłoby jej tutaj. Właśnie tak się
złożyło, że wracała od nich i zmierzała do swojego domu. Nagle zauważył ją
ktoś, kto od dawna ją kochał, jednakże przez tyle lat nie potrafił spojrzeć jej
w oczy. Owym kimś był nie kto inny jak Kiba, który przypadkowo natknął się na
Shizue, idącą ulicami Konohy. Bardzo dawno jej nie widział, gdyż mając zakaz
zbliżania się do niej, unikał jej osoby. Chodził też na wiele misji, robiąc
wszystko, aby tylko na nią nie wpaść. Przez ten fakt długo jej nie widział,
aczkolwiek ją rozpoznał. Aby jednak się przekonać czy to na pewno ona, postanowił
do niej podejść. Nie mógł dłużej znieść tego, że z nią nie rozmawia ani się już
nie przyjaźni. Miał nadzieję, że mu wybaczy i że znów będzie pomiędzy nimi jak dawniej.
Złotowłosa była tak zamyślona, że nie zauważyła jak ktoś zaszedł jej drogę.
Skutkiem tego był upadek wprost na niego. Inuzuka złapał ją w locie, a gdy ta
otworzyła oczy wydawał się jej jakiś znajomy.
-
Wybacz moją nieuwagę.. - wydukała w jego stronę, wydostając się z jego ramion,
po czym natychmiast odsunęła się parę centymetrów od niego. Zlustrowała go spojrzeniem,
poznając w nim swojego byłego przyjaciela. Zauważyła też stojącego obok
chłopaka białego, sporych rozmiarów psa.
-
Kiba czy to ty? - spytała, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Akamaru wyrósł
tak, że w ogóle nie przypominał tego kurduplowatego stworzenia, jakim był za
dawnych czasów.
- Tak
Shizue, to ja. Zmieniłaś się.
- Ty
również. A twój pies wyrósł na takiego ogromnego zwierza.. Jak to w ogóle
możliwe? - patrzyła się na nich obu z ogromnym zdziwieniem w oczach.
-
Cóż, kiedyś myślałem, że on będzie już na zawsze taki mały, ale jak widać
natura czyni cuda. – odpowiedział jej z uśmiechem na ustach.
- Tak
w ogóle, co u ciebie słychać? Tyle się zmieniło od tamtego czasu..
-
Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jedynie mała rzecz gnębiła mnie przez
ten czas...
- Jaka?
- Strasznie
długo miałem wyrzuty sumienia i byłem na siebie zły. Pragnąłem znów być bliżej
ciebie, lecz nie potrafiłem spojrzeć ci w oczy.. Nie mogłem.. Chciałbym, abyśmy
znów byli przyjaciółmi. Czy mogłabyś mi wybaczyć? Jeżeli jednak nie chcesz mieć
ze mną nic wspólnego, to.. - nie dane było mu dokończyć, gdyż Asahi przytknęła
mu palec do ust, uniemożliwiając tym samym dokończenie swojej wypowiedzi.
- Już
od dawna to zrobiłam. Przecież nie mogę całe życie chować do ciebie urazy o to,
co się dawniej wydarzyło. Choćbym tego bardzo chciała, nie da się tego odwrócić,
bo to niemożliwe. Trzeba żyć dalej i iść naprzód, a nie stać w tyle.-
odparowała to ze szczerym uśmiechem na twarzy i widać było po niej, iż mówi
prawdę. Gdzieś w głębi serca brakowało jej jednak brązowowłosego, pomimo tego
co za tamtych czasów uczynił. Każdy zasługuje na drugą szansę, dlatego
postanowiła mu ją dać.
-
Cieszy mnie to. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Brakowało mi ciebie Shizue. - ostatnie
słowa wypowiedział do niej ciszej, niż te pierwsze. Dziewczyna przytuliła się
do Kiby, co trwało może i krótko, ale miało to dla niego duże znaczenie.
-
Tylko nie wiem, co teraz powiemy innym.. Przecież dostałem zakaz zbliżania się
do ciebie...
- To ja
decyduję o tym, czy go masz czy nie. I od dziś zakaz ten już nie obowiązuje. Zatem
po problemie.
-
Kamień spadł mi z serca. Dziękuję ci.
- Nie
ma za co. Ale pamiętaj, nie rób tego samego błędu co kiedyś. Jeżeli coś mi się
nie spodoba, masz tego nie robić i przestać, kiedy będziesz o to poproszony. Rozumiemy
się? - oznajmiła mu spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. Błękitnooka mocno
działała na Inuzkę, wręcz go oczarowywała swym urokiem osobistym, zwłaszcza
teraz. Wiedział jednak, że nie ma u niej szans, ale nie tracił nadziei. Pomimo
wszystko od teraz będzie się starał zrobić coś, aby ją zdobyć, nawet jeżeli
miałoby to trwać latami.
- Przysięgam
ci, że nigdy już nie popełnię dawnych głupot, jakie uczyniłem. Skoro już
rozmawiamy, może przejdziemy się gdzieś razem. Co ty na to? - zapytał ją z
nadzieją w głosie, że się zgodzi na jego propozycję.
- Czemu
by nie. Ale to już nie dziś. Jestem jakaś dziwne zmęczona. Pragnę wrócić do
domu i odpocząć. Może być jutro?
-
Jasne, że tak. Przyjdę po ciebie o dwunastej. Czy wolisz, żebym później wpadł?
- Nie
mam nic przeciwko. To jesteśmy umówieni. Do jutra! - posłała mu ciepły uśmiech, po czym
odchodząc pomachała mu na pożegnanie.
- Do
jutra! - krzyknął jeszcze, zanim zniknęła z jego pola widzenia. Na jej radosny
wyraz twarzy, odpowiedział tym samym. Oboje rozeszli się w swoje strony. Czuli,
że część pustki, która ogarniała ich serca, została wypełniona. Jednakże serce
Shizue nie było do końca poskładane. Mała dziura po stracie Daizuke jeszcze tam
istniała. Strasznie jej go brakowało, aczkolwiek nic z tym nie mogła zrobić.
Dobrze, że ma przyjaciół, którzy wspierają ją na duchu. Dzięki temu rany
znajdujące się w jej serduszku, będą się stopniowo goić, lecz nigdy do końca
nie znikną. Szła jednak hardo do przodu, starając się być twardą i nie użalać
zbytnio nad sobą. Po paru minutach dotarła do domu. Szybko zjadła kolację,
umyła się i przebrała w piżamę. Nastał wieczór, a błękitnooka czuła się
niesamowicie zmęczona. Jej rodzice poszli dziś na misję, dlatego teraz siedziała
sama w domu. Nie wiedziała, kiedy wrócą, lecz miała nadzieję, że jak
najszybciej. Już za nimi tęskniła, bo dzięki nim było jej raźniej. Kochała ich
bardzo i ich strata również byłaby dla niej mocnym ciosem w serce. Oczywiście
myślała pozytywnie i wierzyła, że nic im nie będzie. Kiedy leżała w swoim łóżku
spojrzała się jeszcze na księżyc, widniejący za oknem. Nagle odniosła jakieś
dziwne wrażenie, że ktoś, kogo tak kiedyś kochała jest niedaleko. Aczkolwiek
odtrącała tą ewentualność, gdyż to byłoby dlań niemożliwe, bo przecież widziała
na własne oczy jak on umierał. Przekręciła
się na drugi bok, mocno opatulając się kołdrą. Nie miała nawet siły na
myślenie, toteż jej mózg powoli począł się wyłączać. Przez ten fakt
niesłychanie szybko, zmorzył ją głęboki sen. Asahi nawet nie zdawała sobie
sprawy z tego, że w innej części planety, pewien złotowłosy shinobi, którego
znała szykował się na realizację swojego planu. Była godzina dwunasta w nocy.
Chłopak spakował wszystkie swoje rzeczy, do średniej wielkości plecaka. Musiał
uważać głównie na Sasuke i Kabuto, bo przez nich jego plan może nie wypalić. Ich
pokoje znajdywały się nieopodal komnaty Orochimaru, wobec tego należało to miejsce
ominąć szerokim łukiem. Natomiast Sannin nie stanowił póki co zagrożenia,
ponieważ w takim stanie jakim był, nie dałby rady się z kimkolwiek bić. Daizuke
kierował się w przeciwnym kierunku, od miejsca, gdzie obecnie spał jego mistrz
i jego najulubieńszy uczeń wraz z pomagierem - medykiem. Shiomi szedł bardzo
cicho, przez korytarze siedziby. Na początku było spokojnie i nic się nie
działo. Później pojawili się pierwsi strażnicy, którzy pilnowali przejścia.
Żeby przedostać się dalej, złotooki musiał ich zabić. Gdy z dala ich
przyuważył, wszedł na ścianę, po czym przyczepił się poprzez chakrę do sufitu.
Wszędzie paliły się światła, więc musiał coś wymyślić, aby pokonać ich szybko i
bez jakiegokolwiek szmeru. Będąc tak do góry nogami, żółtowłosy zaczął
rozmyślać, jak to wszystko zrobić za jednym zamachem. Postanowił stworzyć jakąś
iluzję, bo wtedy będzie mu znacznie łatwiej to ogarnąć. Użył techniki
Sekenzousha, dzięki której jego przeciwnicy usnęli już od momentu, gdy zaczęła
działać. Zeskoczył z góry, cały czas trzymając ich w tym Genjustu. Stanął na
przeciwko nich i wyobraził sobie, jak ich torturuje. Kiedy byli niezdolni do
czegokolwiek, podszedł do nich i poderżnął im gardła. Krew poczęła wyciekać z
ich szyj strumieniami. Po chwili pod ich martwymi ciałami, pojawiła się ogromna
plama tej czerwonej cieczy. Jednak to dopiero początek, gdyż w dalszych
zakątkach siedziby natknie się jeszcze na innych strażników. Im dalej wyjścia,
tym na gorszych i silniejszych napatoczy się shinobich. Na każdym po kolei
używał tego jednego jutsu i jakoś udało mu się ich bez jakichś większych
problemów pokonać, pomimo iż pod koniec drogi natrafił na gorszych
nieprzyjaciół. Po długich zmaganiach z podwładnymi Orochimaru, pozostało mu już
bardzo niewiele do wolności. Z ostatnimi z nich miał największe kłopoty, ale w
końcu i oni polegli. Chłopak strasznie się zmęczył po tej całej akcji,
aczkolwiek tego nie żałował. Chwilę odsapnął, opierając się dłonią o framugę
drzwi wyjściowych. Przez to wszystko zużył sporą ilość chakry, lecz nie na
tyle, aby nie móc pójść dalej. Nie sprzątnął po sobie obecnie walających się na
korytarzach ciał, gdyż zbyt dużo czasu by mu to zajęło. Tam, gdzie leżały
zwłoki, na ścianach i na podłodze widniała ogromna ilość krwi. Można nawet
rzec, że to, co uczynił Daizuke to istna masakra. Ukatrupionych nie było może
wielu, ale sposób, w jaki zostali zabici może przyprawić o mdłości. Złotooki pragnął
jak najprędzej się stąd wyrwać. Musiał to zrobić tak, żeby nikt nie mógł go
dogonić ani zobaczyć. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegł niesłychanie szybko
przed siebie. W ogóle nie oglądał się za siebie, tylko brnął cały czas naprzód.
Kiedy był już w połowie drogi do Konohy, zatrzymał się przy jakimś drzewie
ciężko oddychając. Poczuł jak powoli opadał z sił, toteż postanowił przespać
się trochę, a potem wyruszyć w dalszą podróż. Rozejrzał się dookoła, czy
przypadkiem ktoś go nie śledzi. Głucha cisza tu panowała. Ani jedno zwierzę
nawet się nie odezwało. Jedyny dźwięk, jaki można było w tym momencie usłyszeć,
to głośne sapanie wydobywające się z ust chłopaka. Nagle w oddali ujrzał jakieś
budynki, za bujną roślinnością, jaka tu rosła. Shiomi zadecydował, że się tam
uda. Ruszył powolnym krokiem w tamtą stronę z nadzieją, że dobrnął w końcu do
Wioski Ukrytej w Liściach. Dotarłszy na miejsce, natrafił na jakieś miasteczko,
które nie było celem jego podróży. Pomimo wyczyszczonej częściowo pamięci,
pamiętał jak wyglądała Konoha i mniej więcej drogę do niej. Pomyślał sobie, że
poszuka jakiegoś hotelu, czy też jakiegokolwiek miejsca do przespania się na
jeden dzień. Nie było tutaj może najpiękniej, ale przynajmniej mógł się
gdziekolwiek zatrzymać. Pod gołym niebem było zbyt niebezpiecznie spać, gdyż
jakiś podwładny Orochimaru mógłby go złapać w trakcie snu i z powrotem zabrać
do jego siedziby. Zdawał sobie również sprawę z tego, iż jest niezmiernie późno
i nie wiadomo, czy ktokolwiek jeszcze go przyjmie. Po dłuższej przechadzce po
tym małym mieście, nie udało mu się znaleźć ani jednego hotelu. Westchnął
ciężko, a wyczerpanie zaczynało dawać mu się mocno we znaki. Najchętniej
walnąłby się do ciepłego i miękkiego łóżeczka. Przez to wszystko myślał, że to
koniec. Po dłuższym łażeniu tu i tam w końcu natrafił na miejsce, gdzie można
się zatrzymać na noc. Odetchnął z ulgą. Nie była to może duża budowla, aczkolwiek
ważne, że w ogóle udało mu się cokolwiek wypatrzyć. Nie zastanawiając się ani chwili
dłużej, wszedł do środka..
Jaka będzie
reakcja Shizue, gdy ujrzy Daizuke?
Jaki Daizuke będzie wobec niej?
Tego dowiecie się z dalszych rozdziałów^^
Jaki Daizuke będzie wobec niej?
Tego dowiecie się z dalszych rozdziałów^^
Dzisiaj będzie mało obrazków, ale do powyższych sytuacji mam ich mało. Ale nie zawsze musi ich być dużo xD:
No comments:
Post a Comment