22 April 2010

Chapter 6. Daizuke's Escape

Dwa i pół roku później do drużyny Naruto dołączył Sai, a jej nowym kapitanem został Yamato. Mieli oni za zadanie odnaleźć Sasuke i sprowadzić go z powrotem do wioski. Wyruszyli właśnie po tak długim czasie w podróż, aby jak najszybciej do niego dotrzeć, gdyż mieli bardzo mało czasu. Było to spowodowane faktem, iż Orochimaru miał zamiar przejąć ciało Uchihy, a wtedy już nigdy szatyn nie byłby sobą. W tym czasie kiedy ich nie było, Shizue dalej trenowała. Potrafiła już częściowo kontrolować swojego demona, aczkolwiek trochę jeszcze jej pozostało do całkowitego zapanowania nad Raijuu. Natomiast w miejscu, gdzie była siedziba wężowatego, Daizuke nie miał już w ogóle problemów z panowaniem nad swoją Przeklętą Pieczęcią. Nawet mógł już używać drugiego poziomu. Ogólnie mówiąc wszyscy nabierali siły i potęgi. Wracając do Drużyny Siódmej, niestety nie udało im się odzyskać swojego przyjaciela, pomimo iż byli tak blisko celu.. Lecz wtedy nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, że gdzieś w pobliżu siedziby znajduje się żółtowłosy chłopak. Wężowaty Sannin przewidział to, iż kiedyś końcu ktoś będzie próbował natrętnie zabrać od niego Sasuke, dlatego też kazał złotookiemu gdzieś pójść, aby nikt go nie zauważył. Rzecz jasna posłuchał się go, bo nie miał tak naprawdę innego wyjścia. Gdyby mu się sprzeciwił, skutki mogłoby być straszne, czego wolał uniknąć. Udał się w pewne miejsce, gdzie lubił przebywać. Była to ukryta jaskinia za wodospadem. Tam wyciszał się, relaksował i odpoczywał. Zdarzało się też, że czasem trenował swoje umiejętności w samotności, bez niczyjej pomocy. Mógł tak właściwie postarać się wtedy uciec od Oro, ale kiedy raz spróbował tak zrobić właśnie z tej sekretnej lokalizacji, nie udało mu się, gdyż był ostro pilnowany przez ludzi wężowatego shinobi. Oczywiście nie łazili za nim krok w krok, ale kiedy tylko chciał się oddalić, zatrzymywano go. Strasznie go to wkurzało i irytowało, lecz nic z tym zrobić nie mógł. Przysiągł jednak sobie, że jeżeli stanie się naprawdę silny, będzie mógł z łatwością ich pokonać i zwiać. Maił również dość swojego mistrza, ponieważ on skupiał się głównie na Uchisze, a na niego prawie w ogóle już nie zwracał uwagi. Dlatego też starał się jak mógł uczyć różnorodnych technik samemu. Z każdym dniem coraz bardziej go olewano i mało kto go już trenował. A nie mógł odejść, bo za każdym razem mu to uniemożliwiano. Miał już powyżej dziurek od nosa takiego traktowania. Na początku czuł się chciany i myślał, że jego mistrzowi na nim mocno zależy. Potem było tylko gorzej, a Daizuke odczuwał jeszcze więcej negatywnych emocji. Na jego szczęście to, czego go nauczono pozostało mu w głowie, więc musiał to po prostu udoskonalać, nawet jeżeli to oznaczało naukę w samotności. Kiedy Uzumaki z resztą swoich przyjaciół wracali zrezygnowani do wioski, Shiomi mógł spokojnie wrócić do siedziby. Nikt go nawet nie poinformował o tym, że ktoś próbował zabrać stąd szatyna, bo przecież zarówno podwładni Orochimaru jak i on sam robili wszystko, aby nigdy nie dowiedział się o swojej przeszłości. Spotkanie z Drużyną Siódmą mogło być bardzo kłopotliwe dla nich, toteż ukryto chłopaka. Wmówili mu jakieś kłamstwa, zresztą jak zwykle. Jakoś nie wierzył w te słowa, bo już od dawna domyślał się, iż jest cały czas oszukiwany. Ale cóż, musiał wykonywać to, co mu kazano, gdyż nie chciał robić sobie jakichkolwiek problemów. Po jakimś czasie pojawił się wężowaty tuż obok żółtowłosego. Obecność Sannina zaczynała go powoli wnerwiać, a jednocześnie na sam jego widok krzywił się. Miał również strasznie ponurą minę, a wyraz twarzy wyprany był z jakichkolwiek emocji.
- Musimy przenieść się w inne miejsce. Tak więc chodźmy, bo wiem gdzie możemy pójść. Na szczęście posiadam dużo takich siedzib, więc nawet jak jedna ulegnie zniszczeniu i odkryciu przez inne osoby, możemy udać się do innej.
- A co się takiego stało? To naprawdę konieczne? - spytał go bardzo lodowatym tonem głosu, a zarazem obojętnym. Oro był przyzwyczajony do tego rodzaju brzmienia, w związku z czym nic sobie z tego nie zrobił.
- Zaatakowali nas wrogowie i zniszczyli część budynku. A skoro wiedzą o tym, gdzie jest jedna z siedzib, nie możemy w niej zostać. Gdybyśmy stąd nie odeszli, znów by to zrobili, a jeżeli będziemy gdzieś indziej, tak łatwo nas nie znajdą. - odpowiedział mu spokojnym, acz jak zawsze niepokojącym głosem. I jak miewał w swoim zwyczaju manewrował tym swoim długim jęzorem dookoła ust, co przyprawiało Daiuzke o dreszcze i w obrzydzenie.
- Możesz mi powiedzieć, kto to zrobił? Czy tego też wiedzieć nie mogę? - chłopak skrzyżował ręce na piersi, wypowiadając ów słowa z sarkazmem. Mężczyzna zrobił złowrogie spojrzenie, gdyż zachowanie jego ucznia było dla niego dziwne i niestosowne.
- Zachowuj się, a nie fochy strzelasz. Poza tym to nie jest na tyle ważne, abym miał cię o tym poinformować. A teraz nie narzekaj i chodź już. Ja nie wiem co się z tobą ostatnio dzieje. Jesteś jakiś markotny, obrażalski, a do tego wkurzasz się o byle co. Powiedz mi, co cię gryzie? - odparował po chwili, nadal patrząc na niego tym samym wzrokiem.
- Chyba żartujesz. Jestem w złym nastroju od jakiegoś czasu, to wszystko. Chcę po prostu wiedzieć, czego ci wrogowie szukali no i kim byli. Ale zapewne i tak mi nie powiesz..
- I po co ci takie informacje? Zmieni to coś? - upierał się przy swoim cały czas. Nie chciał mu mówić, że ninja, którzy przybyli po Sasuke byli z Konohy. Shiomiego to już nudziło i denerwowało, że cały czas wmawia się mu, że wszystko jest nieważne.
- Czy w takim razie coś według ciebie jest istotne? Tak mi się coś zdaje, że nie. - burknął z naburmuszoną miną, po czym mając już dość tej dennej rozmowy, ominął go szerokim łukiem i szedł przed siebie. Przy okazji schował ręce do kieszeni swoich spodni. Wiedział, że już nic sensownego od niego nie usłyszy, toteż wolał już w ogóle się nie odzywać i robić dalej co mu każą, choć było mu to bardzo nie na rękę. Krótko mówiąc, miał tego wszystkiego serdecznie dosyć.
- Daizuke, uspokój się. Przecież wiele rzeczy jest ważna. Nie obrażaj się o byle drobnostki, bo to nie ma sensu. Twoje zachowanie mi się coraz mniej podoba. I dokąd ty idziesz, hm? - odezwał się po chwili ciszy idąc tuż za złotookim.
- Ponoć mieliśmy iść do tej nowej siedziby, nieprawdaż? - nie skomentował jego pierwszych słów, tylko je olał, gdyż wiadomą rzeczą było, że i tak z nim nie wygra.
- Chyba nie masz zamiaru iść tam pieszo?
- Mam rozumieć, że jest ona bardzo daleko stąd?
- Nie, ale szybciej będzie jak się tam teleportujemy. - i właśnie w tej chwili zniknęli wraz z resztą podwładnych Orochimaru. Niedługo potem pojawili się na miejscu.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił Sannin i dał innym swoim podległym znak, iż mogą sobie pójść. Natomiast żółtowłosemu nakazał jeszcze na chwilę zostać.
- Jak nie zmienisz swojego postępowania i będziesz taki pyskaty, dostaniesz karę, w najgorszym wypadku czekają cię tortury. Rozumiemy się? - dodał po chwili brzmiąc bardzo poważnie, a jednocześnie strasznie. Chłopak przekręcił oczyma i tylko przytaknął głową na znak, iż do niego wszystko dotarło. Nie chciało mu się już nic mówić, ani z nim rozmawiać, bo miał go dość na dzień dzisiejszy. Pragnął zostać sam ze swoimi myślami. Nic nie mówiąc zaczął iść w stronę nowej siedziby, aby znaleźć jakiś pokój dla siebie. Natomiast jego mistrz patrzył się z lekkim zdziwieniem za nim, a gdy zniknął mu z oczu, udał się w swoją stronę. Nie mógł go w ogóle rozgryźć, jednakże mało go to obchodziło. Dla niego liczył się głównie Sasuke. Nawet nie wiedział, co odczuwał w chwili obecnej Daizuke, lecz się nad tym nie zastanawiał. Jedyne co go mocno frustrowało, to jego huśtawki nastrojów. Ale cóż, pomimo wszystko się nim nie przejmował. Oro jest egoistą, gdyż trzyma złotookiego tu, u siebie, zamiast pozwolić mu odejść, skoro jest mu ostatnio obojętny. Nie chciał jednak dopuścić do tego, aby on dowiedział się o swojej przeszłości i tylko przez ten fakt musi go znosić. Można powiedzieć, że Shiomi jest dla niego zwykłym narzędziem, z którym może robić to, co mu się żywnie podoba. Nasz bohater powoli wyczuwał jak zaczyna on go traktować i czuł się z tym coraz gorzej, ale cóż mógł zrobić.. Kiedy dotarł już do korytarza, zauważył sporą ilość drzwi. Pozaglądał za każde z nich i w końcu natrafił na pokój, który mu się spodobał. O dziwo znalazł tam ciuchy, które przypadły mu do gustu. Były one nieco inne, niż te, które nosił dotychczas. W sumie już przydałaby mu się zmiana, gdyż te co miał na sobie były już lekko na niego za małe. Z tyłu tej koszulki widniał symbol klanu Asahi, tak jak na tej, którą miał na sobie. Nad znaczeniem ów znaku również dość często się zastanawiał, gdyż nie wiedział czym jest, bo o tym także nie raczono go poinformować. Strój znalazł w tutejszej szafie. To był dziwny zbieg okoliczności, że udało mu się natrafić na pomieszczenie w jego guście i do tego podobne ubrania, jakie lubił zakładać na siebie. Daizuke w dniu dzisiejszym nie miał zamiaru nigdzie się ruszać. Chciał się choć na chwilę rozluźnić, będąc w swoim pokoju i w samotności. Zamknął w związku z tym drzwi na klucz, po czym obrócił się na pięcie w kierunku szafy. Znów ją otworzył i wyjął cały strój. Przebrał się w niego i podszedł do lustra w łazience. Jego nowe wdzianko niesamowicie mu się spodobało. Pierwszy raz w życiu, odkąd Orochimaru naznaczył go Przeklętą Pieczęcią na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. Od tej pory w skład jego odzienia wchodziły: błękitna koszula z rękawkami bez zapięcia z przodu, mająca dodatki w co poniektórych miejscach białe, z tyłu wygrawerowany symbol, nieco większy niż na poprzedniej, długie, białe spodnie, które sięgały mu prawie do kostek, czarne buty, z odsłoniętymi palcami i śródstopiem, nałokietniki wystające trochę za rękawki, czarne rękawice bez palców i tego samego koloru podkoszulka, a wraz z tym na jego prawej nodze owinięta była kabura na podstawowe bronie shinobi. Po zlustrowaniu siebie od góry do dołu uznał, że teraz wygląda świetnie i nic mu już nie brakuje. Skończywszy wgapiać się w lustro, wyszedł z łazienki, zamykając uprzednio drzwi. Wróciwszy do pokoju od razu rzucił się na swoje nowe łóżko. Było niesamowicie miękkie i bardzo przyjemnie się na nim leżało. Ogólnie pomieszczenie było ładnie urządzone, przynajmniej lepiej niż w poprzedniej siedzibie. Można też powiedzieć, iż jest tu również przytulnie. Tym razem zamiast zwykłych świeczek, wisiały lampy. Światło wpadało tu przez duże okno, które oświetlało wszystko to, co się tu znajdywało. Nareszcie jakiś plus. Przez parę miesięcy żółtowłosy jakoś dawał sobie radę i ciągle trenował, ale tym razem sam, nie z kimś. To, co mu pozostało po poprzednich naukach z Oro, po prostu sam rozwijał i wykorzystywał do tego, aby tworzyć swoje, lepsze techniki i dużo mocniejsze niż posiadał. Nikt na szczęście nie wtykał nosa w jego sprawy, ani mu w niczym nie przeszkadzał, co było mu bardzo na rękę. Nastał w końcu dzień, w którym wężowaty Sannin tracił siły. Parę dni później nie mógł w ogóle już chodzić, a Kabuto musiał mu dawać leki, aby dalej mógł trzymać się przy życiu. Póki nie zmieni ciała, jego stan będzie się tylko pogarszał, jeżeli przestanie brać te specyfiki. Jedyne, co zdołał robić to wydawać rozkazy swoim podwładnym. Tak czy siak, powodowało to jakieś osłabienie, że w obecnej sytuacji jest bardziej narażony na klęskę po ataku kogokolwiek. Sasuke nie chciał mu oddać swojego ciała, lecz robił dalej to co mu kazano i tak samo jak Daizuke, trenował sam. Ale który z nich jest silniejszy, tego nie wie nikt. Oboje stali się równie brutalni i potężni, w związku z czym ciężko jest to sprecyzować. Aczkolwiek w złotookim pozostała jeszcze jakaś cząstka dobra, gdzieś głęboko ukryta w jego sercu. Dzięki temu istnieje jakaś malutka szansa na to, aby wróciły mu dawne, ciepłe uczucia. Co do szatyna, ten kawałeczek jest znacznie mniejszy niż u niego. Można nawet powiedzieć, że praktycznie go nie posiada.
Kolejne sześć miesięcy później, nasi bohaterowie mieli już po szesnaście lat. Tym razem Orochimaru był na pograniczu życia i śmierci. Nadal żył, niemniej jednak jego koniec zbliżał się coraz szybciej. Legendarny Sannin pomimo wszystko był dobrej myśli, mając nadzieję, że niedługo uda mu się przejąć władzę nad ciałem Uchihy. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, iż on szykował plany co do niego. Miał zamiar go zamordować, ale postanowił uczynić to trochę później. Tak czy siak po jego głowie chodziły takie złe myśli. Ten dzień wydawał się być zwyczajny, nawet zaczął się spokojnie, a jednocześnie monotonnie. Pewien chłopak planował ucieczkę, będąc niezauważonym przez nikogo, ani złapanym. Postanowił zrealizować swój plan w nocy, kiedy większość osób w siedzibie będzie spała. To była najodpowiedniejsza i najlepsza pora na zwianie z tego przeklętego miejsca. Gdy słońce oświetlało wioskę i te tereny, trenował sobie jakieś jutsu, tak jakby nigdy nic miało się nie wydarzyć. Żadna osoba, która by tędy przechodziła nie przypuszczałaby, iż ten żółtowłosy ninja coś kombinuje. Zachowywał się po prostu normalnie, jednakże pozory mylą i tak naprawdę owy shinobi maskował swoje prawdziwe intencje. Robił to tak dobrze, że nikt go nie przejrzał. Teraz mógł jedynie czekać na to, aż nadejdzie odpowiednia godzina, aby wprowadzić w życie cały swój misterny plan.
W tym samym czasie w innej części tegoż świata, pewna złotowłosa kunoichi szła zatłoczonymi ulicami Konohy. Jej ubiór uległ zmianie i teraz nosiła błękitną bluzkę, z wyciętymi ramionami i dekoltem,  rękawy były średniej długości, brzuch miała na wierzchu, gdyż nie lubiła go zasłaniać, a mogła sobie pozwolić na obnażanie go, ponieważ był płaski i ładnie się dzięki temu prezentował. Na biodrach miała założone czarne, krótkie spodenki, a na nie nakładała spódniczkę tego samego koloru, z wycięciami po bokach i wygrawerowanym znakiem klanu Asahi koloru niebieskiego, który widniał również na jej plecach, lecz miał inną barwę, mianowicie białą. Prawa noga owinięta była kaburą na podstawowe bronie shinobi i opaską z symbolem Wioski Ukrytej W Liściach. Jej delikatne dłonie ozdabiały czarne rękawiczki bez palców. Ale nie tylko strój był inny. Przez te parę lat jej charakter uległ diametralnej zmianie. Ba, nawet ciężko było go określić, gdyż raz bywała w dobrym humorze, a innym razem nie dawała dojść nikomu do słowa, toteż nikt nie potrafił ocenić, jaka ona była naprawdę. Ona sama tego nie wiedziała, więc tym bardziej inni mieli z tym problemy. A to wszystko przez pewne wydarzenie, które miało miejsce trzy lata temu.. Owszem, nadal czuła pustkę w sercu i smutek, lecz już nie w takim stopniu jak kiedyś. Oprócz zachowania, zmienił się również jej wygląd. Przeistoczyła się w naprawdę piękną kobietą, wydoroślała, nabrała kobiecych kształtów, a także wymądrzała. Przez to jak bardzo się zmieniła większość chłopaków w wiosce na nią leciało i chciało ją poderwać. Każdy z nich, gdy tylko ją mijał, wgapiał się z głębokim zainteresowaniem na jej zgrabne i szczupłe ciało. Jednakże ona wszystkich olewała. Nie potrafiła pokochać drugi raz z rzędu kogokolwiek innego. Śmierć Daizuke mocno na to wpłynęła, gdyż bała się, że jak znów się zakocha, znowu tą osobę straci, czego tym razem by nie zniosła. Dlatego też wolała nie angażować się w żadne związki. Najczęściej spotykała się z Hinatą i Sakurą, które cały czas były jej najlepszymi przyjaciółkami i na zawsze już nimi będą. I to właśnie dzięki nim jeszcze stąpała po tej ziemi. Gdyby nie one, raczej nie byłoby jej tutaj. Właśnie tak się złożyło, że wracała od nich i zmierzała do swojego domu. Nagle zauważył ją ktoś, kto od dawna ją kochał, jednakże przez tyle lat nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Owym kimś był nie kto inny jak Kiba, który przypadkowo natknął się na Shizue, idącą ulicami Konohy. Bardzo dawno jej nie widział, gdyż mając zakaz zbliżania się do niej, unikał jej osoby. Chodził też na wiele misji, robiąc wszystko, aby tylko na nią nie wpaść. Przez ten fakt długo jej nie widział, aczkolwiek ją rozpoznał. Aby jednak się przekonać czy to na pewno ona, postanowił do niej podejść. Nie mógł dłużej znieść tego, że z nią nie rozmawia ani się już nie przyjaźni. Miał nadzieję, że mu wybaczy i że znów będzie pomiędzy nimi jak dawniej. Złotowłosa była tak zamyślona, że nie zauważyła jak ktoś zaszedł jej drogę. Skutkiem tego był upadek wprost na niego. Inuzuka złapał ją w locie, a gdy ta otworzyła oczy wydawał się jej jakiś znajomy.
- Wybacz moją nieuwagę.. - wydukała w jego stronę, wydostając się z jego ramion, po czym natychmiast odsunęła się parę centymetrów od niego. Zlustrowała go spojrzeniem, poznając w nim swojego byłego przyjaciela. Zauważyła też stojącego obok chłopaka białego, sporych rozmiarów psa.
- Kiba czy to ty? - spytała, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Akamaru wyrósł tak, że w ogóle nie przypominał tego kurduplowatego stworzenia, jakim był za dawnych czasów.
- Tak Shizue, to ja. Zmieniłaś się.
- Ty również. A twój pies wyrósł na takiego ogromnego zwierza.. Jak to w ogóle możliwe? - patrzyła się na nich obu z ogromnym zdziwieniem w oczach.
- Cóż, kiedyś myślałem, że on będzie już na zawsze taki mały, ale jak widać natura czyni cuda. – odpowiedział jej z uśmiechem na ustach.
- Tak w ogóle, co u ciebie słychać? Tyle się zmieniło od tamtego czasu..
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jedynie mała rzecz gnębiła mnie przez ten czas...
- Jaka?
- Strasznie długo miałem wyrzuty sumienia i byłem na siebie zły. Pragnąłem znów być bliżej ciebie, lecz nie potrafiłem spojrzeć ci w oczy.. Nie mogłem.. Chciałbym, abyśmy znów byli przyjaciółmi. Czy mogłabyś mi wybaczyć? Jeżeli jednak nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, to.. - nie dane było mu dokończyć, gdyż Asahi przytknęła mu palec do ust, uniemożliwiając tym samym dokończenie swojej wypowiedzi.
- Już od dawna to zrobiłam. Przecież nie mogę całe życie chować do ciebie urazy o to, co się dawniej wydarzyło. Choćbym tego bardzo chciała, nie da się tego odwrócić, bo to niemożliwe. Trzeba żyć dalej i iść naprzód, a nie stać w tyle.- odparowała to ze szczerym uśmiechem na twarzy i widać było po niej, iż mówi prawdę. Gdzieś w głębi serca brakowało jej jednak brązowowłosego, pomimo tego co za tamtych czasów uczynił. Każdy zasługuje na drugą szansę, dlatego postanowiła mu ją dać.
- Cieszy mnie to. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Brakowało mi ciebie Shizue. - ostatnie słowa wypowiedział do niej ciszej, niż te pierwsze. Dziewczyna przytuliła się do Kiby, co trwało może i krótko, ale miało to dla niego duże znaczenie.
- Tylko nie wiem, co teraz powiemy innym.. Przecież dostałem zakaz zbliżania się do ciebie...
- To ja decyduję o tym, czy go masz czy nie. I od dziś zakaz ten już nie obowiązuje. Zatem po problemie.
- Kamień spadł mi z serca. Dziękuję ci.
- Nie ma za co. Ale pamiętaj, nie rób tego samego błędu co kiedyś. Jeżeli coś mi się nie spodoba, masz tego nie robić i przestać, kiedy będziesz o to poproszony. Rozumiemy się? - oznajmiła mu spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. Błękitnooka mocno działała na Inuzkę, wręcz go oczarowywała swym urokiem osobistym, zwłaszcza teraz. Wiedział jednak, że nie ma u niej szans, ale nie tracił nadziei. Pomimo wszystko od teraz będzie się starał zrobić coś, aby ją zdobyć, nawet jeżeli miałoby to trwać latami.
- Przysięgam ci, że nigdy już nie popełnię dawnych głupot, jakie uczyniłem. Skoro już rozmawiamy, może przejdziemy się gdzieś razem. Co ty na to? - zapytał ją z nadzieją w głosie, że się zgodzi na jego propozycję.
- Czemu by nie. Ale to już nie dziś. Jestem jakaś dziwne zmęczona. Pragnę wrócić do domu i odpocząć. Może być jutro?
- Jasne, że tak. Przyjdę po ciebie o dwunastej. Czy wolisz, żebym później wpadł?
- Nie mam nic przeciwko. To jesteśmy umówieni. Do jutra!  - posłała mu ciepły uśmiech, po czym odchodząc pomachała mu na pożegnanie.
- Do jutra! - krzyknął jeszcze, zanim zniknęła z jego pola widzenia. Na jej radosny wyraz twarzy, odpowiedział tym samym. Oboje rozeszli się w swoje strony. Czuli, że część pustki, która ogarniała ich serca, została wypełniona. Jednakże serce Shizue nie było do końca poskładane. Mała dziura po stracie Daizuke jeszcze tam istniała. Strasznie jej go brakowało, aczkolwiek nic z tym nie mogła zrobić. Dobrze, że ma przyjaciół, którzy wspierają ją na duchu. Dzięki temu rany znajdujące się w jej serduszku, będą się stopniowo goić, lecz nigdy do końca nie znikną. Szła jednak hardo do przodu, starając się być twardą i nie użalać zbytnio nad sobą. Po paru minutach dotarła do domu. Szybko zjadła kolację, umyła się i przebrała w piżamę. Nastał wieczór, a błękitnooka czuła się niesamowicie zmęczona. Jej rodzice poszli dziś na misję, dlatego teraz siedziała sama w domu. Nie wiedziała, kiedy wrócą, lecz miała nadzieję, że jak najszybciej. Już za nimi tęskniła, bo dzięki nim było jej raźniej. Kochała ich bardzo i ich strata również byłaby dla niej mocnym ciosem w serce. Oczywiście myślała pozytywnie i wierzyła, że nic im nie będzie. Kiedy leżała w swoim łóżku spojrzała się jeszcze na księżyc, widniejący za oknem. Nagle odniosła jakieś dziwne wrażenie, że ktoś, kogo tak kiedyś kochała jest niedaleko. Aczkolwiek odtrącała tą ewentualność, gdyż to byłoby dlań niemożliwe, bo przecież widziała na własne oczy  jak on umierał. Przekręciła się na drugi bok, mocno opatulając się kołdrą. Nie miała nawet siły na myślenie, toteż jej mózg powoli począł się wyłączać. Przez ten fakt niesłychanie szybko, zmorzył ją głęboki sen. Asahi nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że w innej części planety, pewien złotowłosy shinobi, którego znała szykował się na realizację swojego planu. Była godzina dwunasta w nocy. Chłopak spakował wszystkie swoje rzeczy, do średniej wielkości plecaka. Musiał uważać głównie na Sasuke i Kabuto, bo przez nich jego plan może nie wypalić. Ich pokoje znajdywały się nieopodal komnaty Orochimaru, wobec tego należało to miejsce ominąć szerokim łukiem. Natomiast Sannin nie stanowił póki co zagrożenia, ponieważ w takim stanie jakim był, nie dałby rady się z kimkolwiek bić. Daizuke kierował się w przeciwnym kierunku, od miejsca, gdzie obecnie spał jego mistrz i jego najulubieńszy uczeń wraz z pomagierem - medykiem. Shiomi szedł bardzo cicho, przez korytarze siedziby. Na początku było spokojnie i nic się nie działo. Później pojawili się pierwsi strażnicy, którzy pilnowali przejścia. Żeby przedostać się dalej, złotooki musiał ich zabić. Gdy z dala ich przyuważył, wszedł na ścianę, po czym przyczepił się poprzez chakrę do sufitu. Wszędzie paliły się światła, więc musiał coś wymyślić, aby pokonać ich szybko i bez jakiegokolwiek szmeru. Będąc tak do góry nogami, żółtowłosy zaczął rozmyślać, jak to wszystko zrobić za jednym zamachem. Postanowił stworzyć jakąś iluzję, bo wtedy będzie mu znacznie łatwiej to ogarnąć. Użył techniki Sekenzousha, dzięki której jego przeciwnicy usnęli już od momentu, gdy zaczęła działać. Zeskoczył z góry, cały czas trzymając ich w tym Genjustu. Stanął na przeciwko nich i wyobraził sobie, jak ich torturuje. Kiedy byli niezdolni do czegokolwiek, podszedł do nich i poderżnął im gardła. Krew poczęła wyciekać z ich szyj strumieniami. Po chwili pod ich martwymi ciałami, pojawiła się ogromna plama tej czerwonej cieczy. Jednak to dopiero początek, gdyż w dalszych zakątkach siedziby natknie się jeszcze na innych strażników. Im dalej wyjścia, tym na gorszych i silniejszych napatoczy się shinobich. Na każdym po kolei używał tego jednego jutsu i jakoś udało mu się ich bez jakichś większych problemów pokonać, pomimo iż pod koniec drogi natrafił na gorszych nieprzyjaciół. Po długich zmaganiach z podwładnymi Orochimaru, pozostało mu już bardzo niewiele do wolności. Z ostatnimi z nich miał największe kłopoty, ale w końcu i oni polegli. Chłopak strasznie się zmęczył po tej całej akcji, aczkolwiek tego nie żałował. Chwilę odsapnął, opierając się dłonią o framugę drzwi wyjściowych. Przez to wszystko zużył sporą ilość chakry, lecz nie na tyle, aby nie móc pójść dalej. Nie sprzątnął po sobie obecnie walających się na korytarzach ciał, gdyż zbyt dużo czasu by mu to zajęło. Tam, gdzie leżały zwłoki, na ścianach i na podłodze widniała ogromna ilość krwi. Można nawet rzec, że to, co uczynił Daizuke to istna masakra. Ukatrupionych nie było może wielu, ale sposób, w jaki zostali zabici może przyprawić o mdłości. Złotooki pragnął jak najprędzej się stąd wyrwać. Musiał to zrobić tak, żeby nikt nie mógł go dogonić ani zobaczyć. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegł niesłychanie szybko przed siebie. W ogóle nie oglądał się za siebie, tylko brnął cały czas naprzód. Kiedy był już w połowie drogi do Konohy, zatrzymał się przy jakimś drzewie ciężko oddychając. Poczuł jak powoli opadał z sił, toteż postanowił przespać się trochę, a potem wyruszyć w dalszą podróż. Rozejrzał się dookoła, czy przypadkiem ktoś go nie śledzi. Głucha cisza tu panowała. Ani jedno zwierzę nawet się nie odezwało. Jedyny dźwięk, jaki można było w tym momencie usłyszeć, to głośne sapanie wydobywające się z ust chłopaka. Nagle w oddali ujrzał jakieś budynki, za bujną roślinnością, jaka tu rosła. Shiomi zadecydował, że się tam uda. Ruszył powolnym krokiem w tamtą stronę z nadzieją, że dobrnął w końcu do Wioski Ukrytej w Liściach. Dotarłszy na miejsce, natrafił na jakieś miasteczko, które nie było celem jego podróży. Pomimo wyczyszczonej częściowo pamięci, pamiętał jak wyglądała Konoha i mniej więcej drogę do niej. Pomyślał sobie, że poszuka jakiegoś hotelu, czy też jakiegokolwiek miejsca do przespania się na jeden dzień. Nie było tutaj może najpiękniej, ale przynajmniej mógł się gdziekolwiek zatrzymać. Pod gołym niebem było zbyt niebezpiecznie spać, gdyż jakiś podwładny Orochimaru mógłby go złapać w trakcie snu i z powrotem zabrać do jego siedziby. Zdawał sobie również sprawę z tego, iż jest niezmiernie późno i nie wiadomo, czy ktokolwiek jeszcze go przyjmie. Po dłuższej przechadzce po tym małym mieście, nie udało mu się znaleźć ani jednego hotelu. Westchnął ciężko, a wyczerpanie zaczynało dawać mu się mocno we znaki. Najchętniej walnąłby się do ciepłego i miękkiego łóżeczka. Przez to wszystko myślał, że to koniec. Po dłuższym łażeniu tu i tam w końcu natrafił na miejsce, gdzie można się zatrzymać na noc. Odetchnął z ulgą. Nie była to może duża budowla, aczkolwiek ważne, że w ogóle udało mu się cokolwiek wypatrzyć. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wszedł do środka..

Jaka będzie reakcja Shizue, gdy ujrzy Daizuke?
Jaki Daizuke będzie wobec niej?
Tego dowiecie się z dalszych rozdziałów^^

Dzisiaj będzie mało obrazków, ale do powyższych sytuacji mam ich mało. Ale nie zawsze musi ich być dużo xD:

No comments:

Post a Comment